piątek, 7 czerwca 2024

Fontaines D.C. - A Hero's Death (2020)

 

Sytuacja niby nie jest wyjątkowa, bowiem wielokrotnie się zdarzało że jakaś formacja zdobywała ogólne uznanie i trąbiono o niej w prasie branżowej w tonie wielkiego entuzjazmu i równej niemu ekscytacji, iż zrodziło się zjawisko, a nie typowy, pierwszy lepszy band, a ja nie od razu rozumiałem tkwiący w nim fenomen, mimo że czułem podświadomie, iż jak ktoś się zna, słów na wiatr nie rzuca, więc masz M obowiązek wałkować do skutku - docierając do jądra. Czasem się upierałem, częściej jednak odpuszczałem gdy kilka prób większej przyjemności nie przynosiło, albowiem znoju w korzystaniu z muzyki nie akceptuję i wolę jednak dać sobie czas robiąc przerwy, niż na siłę próbować, zdając sobie wszakże sprawę, iż jak musowo, to raczej z oporami. Donoszę teraz (w sumie już wstępnie donosiłem chwilę jakąś temu), że złapałem tego bakcyla, lecz bakcyl z połowy maja jest znacząco dzisiaj dorodniejszy, bo tak jak Skinty Fia z opóźnieniem rozkmninione podbudowę fundamentu do fascynacji wylało, tak A Hero's Death tenże konkretnie wzmocniło i myślę, że mój apetyt na tegoroczny nowy krążek, to już nie ciekawość, a oczekiwanie z trzęsącymi się łapkami na album który mocno w mojej świadomości zawojuje i być może okaże się nie tylko jednym z najmocniej wyczekiwanych, ale i płytą która w podsumowaniach kończących rok na pudle się odnajdzie. Są takie uzasadnione obiektywnie podstawy i jest subiektywny czuj tak zwany aktywowany, ale zanim to, raz dodam tu kilka zdań co myślę i z czym mam do czynienia słuchając A Hero's Death oraz dwa, jeszcze zanim to co zanim dodam, że właśnie do mnie dotarło, iż Irlandczycy zagrają tuż tuż w warszawskiej Stodole i nawet się nastawiłem na wylot z mojej pipidówy do stolicy bardzo spontaniczny, ale zatrzymał mnie brak biletów na tą imprezę - mocno zdumiewiający. Zdumiewający bowiem, gdyż jak to możliwe iż granie właściwie niemainstreamowe klub dość obszerny wyprzedało, ale może co się odwlecze to nie ucieczce, a ja już bogatszy w znajomość szerszego materiału wybiorę się następnym razem, gdyż nie wykluczam sytuacji szybkiego Fontaines D.C. powrotu do kraju nad Wisłą, gdy koncert tak oblegany - oby tylko do miejscówki o podobnym potencjale jak Stodoła. Dobra, do meritum, a tu nuta poniekąd bardzo do Skinty Fia podobna, z pewnością posiadająca tą nić ewolucyjnie je łączącą, ale chyba bujająca jednak lekko bardziej nostalgicznie, a mnie już nie tak kojarzy się z britpopowymi legendami z najtisów, jak być może po jednej z sugestii recenzenckiej może być w tej nucie spory udział inspiracji niedosłownej, lecz pochodzącej od innych znakomitości w rodzaju Joy Division i The Cure, a zza oceanu o dekadę chyba późniejszych The Afghan Whigs. Jednakowoż trudno bezpośrednio muzycznie Fontaines D.C. z nimi skojarzyć i ja bym szukał tychże konotacji w ogólnie gatunku/gatunkach jakie reprezentują, niżby w konkretnych ekipach sprzed lat. Gdyby ktoś chciał się mimo to kłócić, nie stanę do pojedynku z argumentacji twardej arsenałem, bowiem przyznaję iż w tym estetycznym kierunku to podążam od niedawna i posiadam jeszcze mnóstwo pokory spod znaku "mogę g***o się znać), więc myślę że mogę liczyć na wyrozumiałość. Uprę się tylko, iż Fontaines D.C. dla mnie to ten współcześnie modny kierunek pomiędzy szeroką popularnością, a podziemiem jaki reprezentują Idles, Squid czy z innego bieguna pochodzenia Viagra Boys oraz Grave Pleasure. Z żadnym z wymienionych wprost podobieństwa, ale wszystkie je można bez trudu powiązać w sieć wypływających jeden z drugiego stylistyczno-brzmieniowych powiązań, a w przypadku podejścia do tworzenia i zaangażowania w sensie filozofii bycia, to wręcz bezpośrednich. Esencja inteligentnie zbuntowanego rocka, to one wszystkie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj