Barwy
rozpylające niemal fizycznie odczuwalne aromaty, wspaniałe lokacje z przepiękną
małomiasteczkową architekturą, to największe zalety tej produkcji. Ale to żadne
zaskoczenie, gdyż Lasse Hallström zawsze potrafi sporo magii do kina wtłoczyć.
Robi to z dużą klasą i wyczuciem materii – osiąga kapitalny efekt z malowniczym klimatem w roli pierwszoplanowej. Szkoda tylko, że równolegle do walorów obrazu równie ciekawa historia się nie rozwija. W niej uczciwie przyznam sporo
ważkich kwestii zawartych, jednak w zbyt baśniowej, mało realistycznej formule. To jakim finałem ta zbyt ciepła opowieść się zakończy, znane już
niemal od początku, a nieliczne próby zrobienia z babskiej obyczajówki bardziej
autentycznego dramatu odrobinę „od czapy”. Film jest banalnie ujmując ładny i
przez to tylko wrażliwców z poziomu serialowego może jakoś wyjątkowo zachwycić.
Dla każdego, kto skomplikowaną naturę przedstawionych wydarzeń szerzej jest w
stanie spostrzegać, ta pobieżna psychologiczna eksploracja może zawstydzać,
szczególnie gdy plastyczna strona urzeka. Kiedyś Hallström czekoladą czarował, dzisiaj równie intensywnie woń przystawek i dań głównych
rozsiewa. Taki już z niego specjalista od kuchni. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz