Niezwykle
dojrzała i wymagająca zaangażowania, by walory docenić historia, opowiadana przy akompaniamencie plumkającego pianina i
łkających skrzypiec. To przejmująca kronika utraty wspomnień, z góry skazanych na porażkę zmagań z bezwzględną chorobą i desperackiej próby utrzymania jak najdłużej względnej normalności. To rodzinny dramat, który z klasą bohaterowie
przechodzą. Każdy na swój indywidualny sposób, zachowując cierpliwość, kierując się wyrozumiałością i manifestując
głęboką troskę. To w końcu kapitalna rola Julianne Moore, której wszelkie
gesty, mimika, tembr głosu przepełnione są naturalnością przez co o głębokim realizmie kreacji
przesądzają. To ciężkie doświadczenie szczególnie dla pełnych empatii obserwatorów, które mimo wszystko optymistyczny
wymiar przybiera. To ciepły, kameralny obraz, który wrażliwym duszom polecam.
P.S.
Czasem mniej paradoksalnie znaczy więcej – to tak w ramach usprawiedliwienia
krótkiego tekstu. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz