Konwencjonalna i banalnie mdła opowieść o
wyjątkowym człowieku. Modelowo po brytyjsku pretensjonalna, że skupię się
jedynie na artystycznym wrażeniu, marginalizując historyczne przemilczenia.
Zbyt asekuracyjna, bez intensywnych emocji z nielicznymi walorami, jakimi
precyzyjnie dopracowana scenografia, świetne zdjęcia i klasyczna w formie
muzyka. Rozumiem, że w założeniach miał to być poruszający obraz człowieka,
który z dumy narodu stał się jej największym wstydem. Zakładam, iż Morten
Tyldum próbował ten dramat Alana Turinga ukazać, jednako skupiając się w
nadmiarze na kwestiach zasług w obliczu zagrożenia ze strony nazistów, naświetlając
dylematy decyzyjne i odpowiedzialność za nie na dalszy plan zepchnął samego
człowieka, żyjącego w zakłamaniu narzuconym przez konserwatywne społeczeństwo oraz bezwzględność
samego państwa wobec jego postaci. Żałuje ogromnie, bo to zmarnowany potencjał,
w tej łopatologicznej formie niezrozumiale doceniony przez Amerykańską Akademię
Filmową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz