Czas zapieprza, lata lecą odmierzane zrywanymi kartkami z kalendarza. Dzieci dorastają i naturalnie opuszczają rodzinne gniazdo, by czasami zaskakująco powrócić, a innym razem na lata się w pełni odizolować. Pozostają poszarpane emocjami wspomnienia, starymi zdjęciami przywoływane nostalgiczne podróże w przeszłość. Czas nieco może zwalnia i myśli natrętne do głowy wtłacza - jakbym swój czas przeżył, gdybym jeszcze raz szanse otrzymał, by nie popełniać błędów, aby dostrzegać to, co dopiero z wieloletniej perspektywy jest zauważalne. Nie przegapił tych przełomowych momentów, tych chwil, które decydująco kształtują osobowość i pozostawiają trwały ślad w psychice. Każdy członek rodziny, to osobny mikrokosmos dyspozycji psychicznych, bagażu przeżyć i doświadczeń, a sytuacja dodatkowo komplikowana perspektywą wieku i słabościami z kolejnymi jego okresami związanymi. Ten kalejdoskop zwykłych wydarzeń, w niezwykły sposób odbijających się na psychice bohaterów i złożonej relacji wewnątrzrodzinnej jak w soczewce skupił Rémi Bezançon. Z przymrużeniem oka, odrobiną poczucia humoru, a kiedy to konieczne z pełną powagą nakreślił system emocjonalnych zależności, naszkicował sieć powiązań w rodzinie trójpokoleniowej. Zrobił to merytorycznie z powodzeniem, unikając taniego moralizatorstwa, jednak zabrakło większego rozmachu w kwestii formy i zamiast obrazu, który w pełni zachwyca, jedynie coś na kształt ograniczonego budżetowo teatru telewizji powstało. Obejrzałem go jednako z zaangażowaniem, nieco oko przymykając na te, może dla wielu marginalne niedoskonałości. Oceniam też w miarę wysoko, ale mojego życia dzień w którym niemal dwie godziny z rodziną Duval spędziłem z pewnością nie odmieni, może jedynie chwilowo da impuls do refleksji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz