Czy
można zrobić film o amerykańskim bohaterze wojennym wychowanym w duchu
czarno-białego patriotyzmu bez wysokiego stężenia patosu? Nie można! Ale można
w miarę odpowiednio wyważyć proporcje by nie popaść w skrajności. Clint
Eastwood to uczynił, a American Sniper to pomimo braku oryginalności formuły,
ciekawie opowiedziana autentyczna historia. Moja bardzo pochlebna opinia nie
tylko powiązana jest z ogromnym szacunkiem dla reżyserskiego dorobku Eastwooda, ona
przede wszystkim pochodną samej roboty, jaką po raz kolejny wykonał.
Przygotował obraz, który sprawnie łączy wojenne kino akcji z dramatem psychologicznym
oraz jankeskim poczuciem zbawczej działalności, w obliczu fanatyzmu i
terroryzmu. W moim przekonaniu głosy krytykujące ten swoisty mesjanizm nie do
końca zasadne, gdyż nawet będąc racjonalnym czy polemicznym obserwatorem globalnej działalności
wielkiego amerykańskiego brata, kiedy widzę jak na sile przybiera cała masa
radykalnych pojebów, to budzi się we mnie przekonanie, że gdyby nie względna odpowiedzialność
i dbałość o własne interesy Amerykanów, niemal bezbronni byśmy byli. Stąd hołd
oddawany takim gościom jak Chris Kyle, usprawiedliwiony. Motywacja ich jest sprawą drugorzędną, ważne, że oni po właściwej stronie stają. Oczywiście jestem
świadom, że spłaszczam całą skomplikowaną genezę pochodzenia tego bajzlu, ale mleko
się rozlało i potrzeba kogoś, kto spróbuje je uprzątnąć. Daje tym samym prawo by
Clint Eastwood wymachiwał gwiaździstym sztandarem, szczególnie że w jego wykonaniu to nie jest tępa, ślepa narodowa propaganda. Przecież bohater Snajpera
w żadnym stopniu nie jest postacią bezrefleksyjnie wyidealizowaną - to zwykły
facet stający przed niezwykle wymagającą rzeczywistością. Odnoszę też wrażenie,
że modne jest ostatnio utyskiwanie na formę twórczą Clinta Eastwooda. Mam tu na myśli
opinie, że ta ikona amerykańskiego kina popadła w rodzaj marazmu i zwyczajnie
niczym nie jest już w stanie zaskoczyć. Najwyższe szczyt zdobyte już po
wielokroć, nic tak naprawdę już udowadniać nie trzeba, zatem każda kolejna jego
produkcja tylko poprawny poziom utrzymuje. Ja również chciałbym pewnie by na nowo porwał z
równą intensywnością jak za sprawą Gran Torino, Million Dollar Baby, Mystic River czy
Unforgiven, jednak trzeba brać pod uwagę, iż człowiek ma już skończone 84 lata i jak na tak
zaawansowany wiek to i tak formą zadziwia. Moje wielkie uznanie dla niepodważalnego mistrza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz