środa, 4 września 2019

Control (2007) - Anton Corbijn




Z dużą dozą empatii i wydatnym ładunkiem artyzmu, w czarno-białej konwencji ze świetnym użytkowym warsztatem aktorskim oraz korzystając z wnikliwego psychologicznego spojrzenia wraz z bogactwem poruszającej emocjonalności sportretował Anton Corbijn postać lidera Joy Division. Bujającego w obłokach wiecznego chłopca, wyobcowanego samotnika z wrażliwą duszą, ale równolegle w tym samym ciele i osobowości obdarzonego zaskarbiającą sympatię fanów charyzmą sceniczną. Zafiksowanego buntownika stworzonego dla idei nie dla spraw przyziemnych związanych z prozą życia. Może uciekającego od sztancy, ale jednak egocentryka, lub używając określenia usprawiedliwiającego zachowania przez pryzmat wieku, zwyczajnie niedojrzałego do roli męża i ojca. Niedostosowanego do okoliczności, nieprzygotowanego do podołania kluczowym powinnościom związanym z konsekwencjami dokonanych wyborów - w praktyce bez szans na z sukcesem pogodzenie obowiązków gwiazdy muzycznej kontrkultury i głowy rodziny. Człowieka słabego mentalnie, w dodatku nieodpornego na pokusy, więc siłą reperkusji zawieszonego w uczuciach pomiędzy dwiema kobietami. Z poczuciem winy i bez silnej woli jako postać żałosna z góry skazana na miotanie się w wyniszczającej walce pomiędzy głosem sumienia, a porywem serca. Ponadto nie bez istotnego znaczenia na tragiczne koleje losu cierpiącego jeszcze na epilepsje i stany lękowe, będące (jakby tutaj zapewne ekspert od dolegliwości duszy robiąc mądrą minę dodał) pochodną permanentnego przygnębienia w prostej drodze do samobójstwa. Debiut reżyserski zasłużonego dla branży teledyskowej Corbijna, to w głównym wątku wyrosły na przekonaniu iż "przeszłość jest częścią przyszłości, a teraźniejszość jest poza kontrolą" intymny portret postaci tragicznej, ale też ponadto zważywszy na kontekst całkiem wnikliwa, choć snuta pomiędzy wierszami analiza ówczesnej kontrkultury, paradoksalnie aspirującej do roli trendu dominującego czy stanowiącej naturalnie probierz nastrojów ówczesnej brytyjskiej młodzieży. W atmosferze buntu nie wyłącznie przeciw konserwatywnemu światu rodziców, ale przede wszystkim w atmosferze przewrotu, w kontrze do z jednej strony wygładzonej estetycznie, pozbawionej kompletnie pazura scenie progresywnej i z drugiej zjadającego błyskawicznie swój ogon punk rocka. Rewolta punkowa i idącą z nią w parze nowa fala, bardziej refleksyjna, mocno poetycka, introwertyczna i mniej krzykliwa ale jednocześnie równie autodestrukcyjna i zdecydowanie znacznie bardziej mroczna, jako atrakcyjna alternatywa. Ukształtowana na gruzach punka, ale i z inspiracji twórczością Dawida Bowiego, dzisiejszej legendy popkultury, a wtedy ugruntowującej status ikony, zdobywającej coraz szerzej posłuch osobnej gwiazdy szeroko rozumianej alternatywy, rozkochanej w łamaniu wszelkich nie tylko muzycznych konwenansów. Z brytyjskich robotniczych dzielnic, z szarych blokowisk o ograniczonych perspektywach wyrosła ta manifestacja młodzieńczej naiwności i poetyckiej wrażliwości, dla zwiększenia siły przekazu głęboko zainfekowanej surowością formy dźwiękowej i w warstwie lirycznej filozoficznym egzystencjalizmem. Zrodzona wraz z Ianem Curtisem, rozwinięta już bez niego - zeszła niemal całkiem na margines w zaledwie dekadę później. 

P.S. Obiecałem sobie kiedyś że o Control napisze dopiero kiedy zapoznam się z książkową biografią Joy Division. Ale nie mam zamiaru już na to czekać do emerytury, biorąc pod uwagę stosunek tego co mam do przeczytania do czasu wolnego jaki posiadam do zagospodarowania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj