poniedziałek, 23 września 2019

The Dead Don't Die / Truposze nie umierają (2019) - Jim Jarmusch




Nie będę piał z zachwytu, ani też nie zganię - nie mam ani takiej potrzeby, ani prawa. Ani mnie mierzi, ani grzeje takie stylizowane ironiczne kino autorskie. Tym bardziej kiedy zawsze daje do zrozumienia, że kino Jarmuscha mnie nie rusza. Jest mi ono zasadniczo obojętne i tylko z obowiązku zaspokojenia ciekawości przy okazji oglądane. Zapewne dla aktorskich popisów (Tilda!) i nie ma co kitu wciskać (tutaj zasłużone ukłony) dla genialnie rozpisanych osobliwych postaci. Dla kapitalnie oddanego klimatu też może oraz jako odskocznia od śmiertelnego stężenia poważnej powagi w powadze. Nawet jeśli tylko dwa podobne seanse z rzędu byłyby dla mnie torturą, to pojedyncze, odbyte z rzadka są do przyjęcia. To dlategóż, iż taka witalna zabawa konwencją, bezpośrednie flirtowanie z kiczowatą stylistyką, podobnie jak w przypadku gdy Tarantiono Grindhouse: Death Proof nakręcił, to pod tandetną bezpośrednią warstwą przegięcia, tyle samo intelektualnej wnikliwości. Czyli niby z przymrużeniem oka, ale z filozoficzną puentą i warsztatowo super profesjonalnie - niejednokrotnie znacznie lepiej od oryginałów. Bo raz, możliwości techniczne teraz większe (zombiki, szczególnie te z grubszych epizodów super ekstra wizualnie), bowiem dwa, oczywiście jakbym nie był uparcie odporny na kultowy status twórcy, to taki Jarmusch czy właśnie Tarantino to ponadprzeciętnie błyskotliwe sukinkoty.

P.S.  Do czego pije jednak w tym momencie Jim Jarmusch sami sobie rozkminiajcie. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj