Tak tak, będzie u
młodzieży silna nie tylko na sali kinowej identyfikacja. Orzeknie młodzież, że
film zajebisty i że to nareszcie w polskiej kinematografii ich rozpaczliwy donośny
głos! Przecież każdy kur** chciałby żyć szybko i na bogato - żeby manna z nieba
kapała i wszyscy wokół klękali. Szczególnie takie lajtowe życie marzy się paradoksalnie
gówniarzom, którzy z ciężkich warunków środowiskowych wypełzli, a ich
osobowości zamiast być przez biedę czy (w tych ostrych przypadkach) patologię zahartowane, to one słabowite i tylko na zewnątrz w maskę twardziela pozersko przyodziane. Tatuś
pił i chyba nie tak jak powinien mocno go kochał, a mamusia jak sama została, to
z pensji uczciwie harującej pielęgniarki nie mogła tego całego bajzlu uciągnąć. Dlatego on zaczął kraść, potem ćpać i jedynie rymy w ogólnym wykolejeniu w oczach otoczenia miały go wybielać. Kur** litości,
nie przyjmuje takiego pizd******* usprawiedliwienia – smarkacze zdecydowanie na
starcie gorzej mają i na ludzi wychodzą! To tylko taka gorzka refleksja - niejeden
z dzisiejszych osiedlowych mocarzy słowa skandowanego uzna, że typa co chu** wie, co to
zatęchłych kamienic bagno. Wymuskanego, wychuchanego intelektualnego prymusa, wychowanego
w materialnym przepychu dzielnicy willowej. Z rodzicami na stanowiskach i teraz
dzięki protekcji zbijającego bąki za biurkiem. Prawda jest jednak inna, a sens dumnego przetrwania w miejscach gdzie diabeł może mówić dobranoc taki, że albo ma się
przyrodzenie z granitu i własny kodeks - żyje według twardych zasad (bez publicznego chlipania, że "dwadzieścia cztery na ha" pod górkę), wciąż z napędzającą do zmian na lepsze osobistą satysfakcją, iż klasę się zachowało, albo jest się twardego prącia pozbawionym i idzie po najłatwiejsze linii oporu dokonując
ryzykownych wyborów, za które (o zaskoczenie, zgrozo trzeba będzie zapłacić). Jak już się jednak delikwent poszedł po bandzie, to trzeba mu spiąć poślady i jako zimny skurwiel (w piekle do ognia spore kłody dokładając) dobrze się w tym bagnie moralnym urządzić, albo w tym piekle spektakularnie spłonąć,
bo głęboko skrywana wrażliwość koniecznej bezwzględności skąpi. Trzeciej drogi nie ma! Proceder jeśli
trafnie kminie, to był chyba hołd oddany raperowi wykolejeńcowi Tomkowi Chadzie. Całkowicie niezrozumiały dla
mnie i nie akurat przez wzgląd na to, że rapsy mnie nie bujają, ale przez fakt, iż
ktoś kto równie często jak był krzywdzony, sam też krzywdził na taką
gloryfikację nie zasłużył. Stąd brak mi dla niego współczucia czy
wyrozumiałości. Autorytet marny i myślę, że sam Chada, mimo że w blasku fejmu
ogrzewać się lubił, a kasa dodawała mu plus ileś do samozadowolenia, to pewnie
nie podsuwałby własnej osoby jako wzór dla małolatów, a
bardziej traktował swoją drogę jako dosadne praktyczne ostrzeżenie, że wpierdolić się można grubo i nawet nie wiesz, kiedy
jest już pozamiatane. Poza tym sam film nie jest wybitny (ani mega, ani też sztos!), bo za długi i z demagogicznymi epizodami tak kulawymi jak u Vegi. Bez precyzyjnej myśli
przewodniej i z emocjonalnością płytką, choć materiał był zdecydowanie
sprzyjający dramaturgii z mocną finałową puentą podaną scenarzyście i reżyserowi na tacy. Same stłoczone
wydarzenia, w większości nawet jak na warunki z zasady podkoloryzowanych filmowych
biografii mało autentyczne i ponadto zachowania/postawy (zależności
przyczynowo-skutkowe chaotyczne albo żadne) z wiarygodnością mające delikatnie
ujmując nie po drodze. Poza niezłą rolą główną, całkiem spoko zrobioną
Kożuchowską (ale jakby młodszych aktorek nie było), kilkoma jeszcze poprawnymi
warsztatowo twarzami z drugiego planu i naturalnie będącymi solą takich
produkcji naturszczykami, to ogólnie bieda była. Może nie jakiś kompletny gniot,
ale słabo i kropka – szczególnie kiedy klakierzy oznajmili oficjalnie, że to „największe
zaskoczenie roku w polskim kinie”. Dodam tylko jeszcze na finał, że sztuka ulicy,
jako zjawisko socjologiczno-psychologiczne jest niezwykle fascynująca, ale żeby to zjawisko
pokazać ciekawie, mądrze i przede wszystkim odpowiedzialnie, to należy mieć
dystans oraz wyobraźnię, a nie wyłącznie możliwości i zaangażowanie. Michał
Węgrzyn w tych okolicznościach mógłby się pokornie uczyć od Leszka Dawida, zamiast kozaczyć.
P.S. Te kobiety które
pojawiały się na drodze Chady to jakiś żart! Przyznać proszę że to było
maksymalnie naciągane, inaczej całkowicie stracę do współczesnych młodych kobiet
szacunek. Pokazane tutaj kobiety Chady wyliczam - zdesperowana „Jamajka” z obfitym biustem, szukająca dla synka tatusia, wyzywająca nimfomanka pielęgniarka i studentka psychologii, klasowa panienka z dobrego domu. Wszystkie kompletnie naiwne lub po prostu ekstremalnie głupie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz