Nieodżałowany Krzysztof Krauze i ten
moment w historii jego reżyserskiej pracy, który już na dobre jego nazwisko nie tylko w kręgach ambitnych miłośników kina spopularyzował i pośród najwybitniejszych twórców polskiej współczesnej kinematografii umieścił. Później już tylko z każdym kolejnym filmem rodzimy mistrz udowadniał zasadność powyższej tezy, przekonując systematycznie do siebie zawodowych krytyków, wtedy może jeszcze nie do końca przekonanych. Wówczas jednak w roku 1999, na podstawie głośnych wydarzeń, z pewnością jeszcze głośniejszy i nota
bene mający praktyczny wpływ na losy prawdziwych bohaterów (akt łaski prezydenckiej) film
powstał. Zrobiony warsztatowo zasadniczo tak, jak dwie dekady temu z powodzeniem się
kręciło - czyli mniej artystycznej pozy, a więcej bardzo emocjonalnego surowego
spojrzenia na nośny temat przez pryzmat społeczny, a precyzyjnie ujmując dokonujący etycznej (lecz bez nachalnej moralizatorki) wiwisekcji stanu ówczesnego społeczeństwa, w którym panowało przekonanie, iż o wartości człowieka przesądza zdobyty przez nań pieniądz, a immanentny dla okresu przeobrażeń stan anomii (transformacja głównie ekonomiczna) absolutnie nie przeszkadzał w budowaniu (używając eufemizmu), wątpliwych moralnie fortun pod "opieką" półświatka. Aktorzy u Krauzego grają swoje, nie tworzą kreacji
nader wyjątkowych, tylko przekonująco, aczkolwiek rzemieślniczo odtwarzają
autentyczne postaci, z odpowiednim zaangażowaniem dbając o zbudowanie więzi
sympatii z widzem. Może tylko Andrzej Chyra naturalnie na sympatię liczyć nie mógł i w kwestii dosadnego zademonstrowania aktorskich możliwości wychodzi w tym względzie przed szereg. Ale on miał
właściwie łatwiej, gdyż jego anty bohater diabelsko wyrazisty, więc bez trudu te walory mógł wyeksponować. Jedyna ekstrawagancja
jakiej uległ Krauze, to ustawianie kamery i
filmowanie dramatycznych scen z pozycji gruntu. Jednakowoż nie czysty, aspirujący do wyrafinowania artyzm był tutaj
celem, którego tak jak powyżej wspomniałem rzecz jasna brak i też te z dzisiejszej perspektywy mało spektakularne,
choć skupiające uwagę sztuczki operatorskie, tylko sama sytuacja i splot
okoliczności, które jak w soczewce skupiają nie tylko metaforycznie ówczesne grzechy okresu adolescencji i stan kraju z przełomowych lat dziewięćdziesiątych
- charakterystykę czasów przesilenia i słabości dopiero podnoszącego się z komunistycznych ruin państwa. Dzikiego kapitalizmu w gruncie rzeczy przy pełnej akceptacji decydentów z typowo polską finezją balansującego na granicy prawa i policji niewydolnej, bo niedofinansowanej, pogrążonej dodatkowo w wewnętrznych przeobrażeniach. Wstrząsająca
historia dwójki młodych, jeszcze niezahartowanych biznesmenów, którzy nieświadomie
wpakowali się w układy z gangsterskim półświatkiem, chcąc uzyskać
pomoc w poręczeniu kredytu, a w praktyce spłacając nieistniejący dług, stała się pretekstem do przeprowadzenia głębokiej analizy i sformułowania gorzkich wniosków. To tak w dużym skrócie na dwudziestą rocznicę premiery filmu, nie wątpię że wszystkim z kategorii wiekowej grubo plus 30, doskonale znanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz