Prozaiczna to historia,
proza życia w artystycznie przygotowanej pigułce - w zasadzie nic szczególnego,
a jednak coś dość wyjątkowego. Zapewne sporo kobiet odnajdzie w sobie taką
Glorię, Gloria podsunie im lustro i z tym lustrem zaproponuje nie jedną lampkę wina. Nie pierwszej młodości, ale wciąż atrakcyjna aktorska śmietanka w
rolach głównych - para Julianne Moore i John Torturro. W pierwszym planie dansingi
dla dojrzałych samotnych z disco wibracjami z lat siedemdziesiątych, świetne ujęcia,
w których kamera skupia się na postaciach wygłaszających mądre kwestie, a w tle
rozgrywa się coś istotnego, absolutnie nie marginalnego i mimo, iż to niby dzieje
się w drugim planie, to jest kapitalnie w nim wyeksponowane. Miłość w średnim
wieku, po przejściach i z bagażem trudnych doświadczeń, a jednak romans to
piękny i obraz z rodzaju tych niezupełnie oczywistych, a tym bardziej wprost przewidywalnych. Chociaż bez potężnych tąpnięć, czy eksplozji emocjonalnych oraz
jak podpowiada głębsza orientacja, na podstawie (a dokładnie będący powieleniem
- remake) scenariusza i wprost filmu (o dziwo) Sebastiána Lelio. Mały film o
bardzo wielkich osobistych sprawach - o codziennej samotności chwilami tylko bliskością
przerywanej i wyrwaniu się z odbierających kobietom prawdziwą wolność konwenansów i patriarchalnych
więzów. Ktoś zapyta, po co kręcić niby to samo po zaledwie pięciu latach.
Odpowiem, że może po to, aby tacy „znawcy” kina chilijskiego jak ja, dowiedzieli
się poprzez hollywoodzkie ścieżki o istnieniu pierwowzoru i skorzystali jeśli nie z szansy dotarcia do pierwotnej wersji, to chociaż obejrzenia czarująco porywającej sceny finałowej w wersji amerykańskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz