Przed
Państwem hipisowskie inspiracje, z szacunkiem dla tradycji ubrane jednak we
współczesne brzmienie. Na tapecie bowiem zestaw hiciorów, książkowo ekscytująco napisanych
przez młodych miłośników klasycznych rockowych brzmień - numerów niezwykle żywiołowych, wyrosłych z pasji, zmontowanych z
soczystych riffów, chwytliwych melodii, obowiązkowego groove'u i zaśpiewanych
przez żywcem wyjętego ze wczesnych lat siedemdziesiątych wokalistę.
Kompozycji nagranych z wielką łatwością, której mogliby im pozazdrościć starzy wyjadacze! Wówczas, a było to w roku 2009-ym, wraz z drugim krążkiem
The Answer idealnie wbili się w czas renesansu gatunku i chociaż można ich było
bez większych dyskusji przyporządkować do retro rockowego trendu, to trzeba też
oddać głos sprawiedliwości i głośno dać do zrozumienia, iż pośród całej masy
idących po sławę hard rockowych epigonów, to właśnie Irlandczycy już wtedy
zasługiwali na zdecydowane wyróżnienie. Kiedy obecnie wracam do Everyday
Demons, to podobnie jak w przypadku przeważającej większości kolejnych płyt grupy (i
oczywiście debiutu z roku 2007-ego) odczuwam wielką satysfakcję z faktu, że w którymś
momencie historia muzyki zatoczyła koło i moda na przeładowywanie rocka
bitami została zastąpiona klasycznymi gitarowymi riffami. Zdaję sobie sprawę i
to szczególnie teraz, kiedy hipisowski, inspirowany woodstockowym flower power
rock ustępuje pomału pola kolejnym gatunkowym reminiscencjom, iż ten cykl
naturalnie się powtarza i pytanie ze sobą to zjawisko niesie, jak długo ta karuzela ma
zamiar się jeszcze kręcić i na ile każda jej ewentualna odsłona niosła ze sobą
będzie pośród typowych naśladowców szczególnie oryginalne formacje – może ekip niezmieniających
znacząco obrazu stylistyki, ale chociaż ją odświeżających.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz