Weteran epickiej reżyserii w osobie Edwarda Zwicka i temat
na autentycznych wydarzeniach oparty. Temat bardzo filmowy, ale też polityczny, o mocnym fundamencie dramatycznym, który posiadał wielki potencjał, chociaż
tych historii w kinie zaistniało już bardzo wiele - takich dokładnie, w których zbrodnia, proces,
skazanie na śmierć i niejasne do końca okoliczności całego dramatu. Relacja
więźnia z kimś kto może dać wiarę w jego niewinność, pomóc ją udowodnić lub przynajmniej zwyczajnie dać szansę
na ludzkie potraktowanie w oczekiwaniu w celi śmierci na finał. Rodzaj oddziaływania terapeutycznego, którego
beneficjentami obydwie strony interakcji, wyrzucające z siebie osobiste troski, rozterki, przeżycia. W tej historii jest też obowiązkowo tajemnica dobrze w scenariuszu rozpisana,
tak aby przez cały seans wzbudzać wątpliwości. Solidna warsztatowo aktorska robota i porządna reżyseria, bo mimo że obraz z rodzaju tych korzystających ze spranego schematu, to jednocześnie zapadający mimo wszystko w pamięć, bowiem sama historia niesie ze
sobą sporo dosadnych emocji i jak się okazuje dostarcza świadectwa do szerszej niż
wyłącznie psychologicznej refleksji. Bo to tak samo jak poruszająca historia,
także światopoglądowo motywowany manifest z socjologicznym tłem - oraz bez względu na zasadny wymiar etyczny i humanitarny, dyskusyjnym gdyż w istocie błędnym logicznym (przyczyny - skutek) wnioskowaniem.
P.S. Mimo że to dla
samej historii mało znaczące, to wypadałoby wydając na produkcję miliony uzbroić
się w fachowca, który by przypilnował, aby na ścianach w 1991 roku nie wisiały
plakaty grupy, która szerzej zaistniała dopiero pod koniec XX wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz