piątek, 1 listopada 2019

Leprous - Pitfalls (2019)




Od debiutu w roku 2009-tym z godną uznania systematycznością kolejne albumy wydają i z konsekwencją uparcie rozwijają własny styl, zasługując już ostatecznie na trwałą uwagę nie tylko moją, lecz i tysięcy fanów odnajdujących spełnienie w progresywnej wrażliwości muzycznej, którzy docenią pracę i talent włożone w powstałe dotychczas sześć długograjów. Ponadto stylistyka, jakiej wierność zaprzysięgli (i nic nie wskazuje by na jakąkolwiek i kiedykolwiek rejteradę się zanosiło), posiada cechę niezwykle wartościową, bowiem ona właściwie to nic, albo bardzo niewiele im narzuca - nie zamyka na eksperymenty, jednocześnie będąc tylko ich własną i z miejsca rozpoznawalną. Zanim debiut na rynku zagościł, zapewne chwilę własnej drogi poszukiwali, jednak kiedy wraz z Tall Poppy Syndrom ją odnaleźli, to od głównej arterii na każdym kolejnym krążku sobie ostrożnie z zakodowanym wyczuciem głównego kierunku zbaczali, lecz nigdy nie odbili na tyle ostro, by uznać że to zupełnie nowy rozdział w ich dotychczasowej twórczej ekspresji. Podobnie rzecz się w mym przekonaniu ma na najnowszym albumie, a ta subtelna różnica jaką dostrzegam powiązana jest z całkiem wyraźnym skierowaniem uwagi na możliwości, jakie daje zimna elektronika, w popowym syntezatorowym ujęciu. Tyle że ona pomimo w wielu fragmentach przejęcia dominacji, nie zaburza harmonii pomiędzy stylowo rozedrganą rytmiką, niemal symfonicznym tłem i gitarowym sznytem. Cały pomysł na strukturę kompozycji nie wychodzi zasadniczo poza ramy, które dotychczas wyznaczyli, a charakterystyczna głębia duchowa ukonstytuowana przed dekadą na gruncie intensywnej emocjonalności zachowuje wszystkie te walory, za które cenię każdą minutę muzycznych przeżyć w towarzystwie Norwegów. Mimo że album jest bezbłędnie spójny i kapitalnie zespół w każdym numerze napięcie buduje, to na wyróżnienie w subiektywnym spojrzeniu zasługują trafnie promowane klipami Below i Alleviate oraz utwór, którego szeroka skala doświadczanych dźwiękowych doznań w ramach leprousowego stylu, mówi niemal wszystko to, co chciałbym powiedzieć o jej wyjątkowości, a gdzieś brakuje mi właściwych określeń o silnym emocjonalnym zabarwieniu. Distant Bells z namaszczeniem i pietyzmem w onirycznym rośnie klimacie, aż do namiętnej i chwytliwej erupcji nagromadzonych uczuć. Leprous doskonale wiedzą, że wartościowa muzyka to przede wszystkim emocje - uczucia na wierzchu i nerw tuż pod powierzchnią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj