Od debiutu w roku
2009-tym z godną uznania systematycznością kolejne albumy wydają i z
konsekwencją uparcie rozwijają własny styl, zasługując już ostatecznie na
trwałą uwagę nie tylko moją, lecz i tysięcy fanów odnajdujących spełnienie w progresywnej wrażliwości muzycznej, którzy docenią pracę i talent włożone w powstałe
dotychczas sześć długograjów. Ponadto stylistyka, jakiej wierność zaprzysięgli (i nic nie wskazuje by na jakąkolwiek i kiedykolwiek rejteradę się zanosiło), posiada
cechę niezwykle wartościową, bowiem ona właściwie to nic, albo bardzo niewiele
im narzuca - nie zamyka na eksperymenty, jednocześnie będąc tylko ich własną i z miejsca rozpoznawalną. Zanim
debiut na rynku zagościł, zapewne chwilę własnej drogi poszukiwali, jednak
kiedy wraz z Tall Poppy Syndrom ją odnaleźli, to od głównej arterii na każdym
kolejnym krążku sobie ostrożnie z zakodowanym wyczuciem głównego kierunku
zbaczali, lecz nigdy nie odbili na tyle ostro, by uznać że to zupełnie nowy
rozdział w ich dotychczasowej twórczej ekspresji. Podobnie rzecz się w mym
przekonaniu ma na najnowszym albumie, a ta subtelna różnica jaką dostrzegam
powiązana jest z całkiem wyraźnym skierowaniem uwagi na możliwości, jakie daje
zimna elektronika, w popowym syntezatorowym ujęciu. Tyle że ona pomimo w wielu
fragmentach przejęcia dominacji, nie zaburza harmonii pomiędzy stylowo rozedrganą rytmiką, niemal symfonicznym tłem i gitarowym sznytem. Cały pomysł na strukturę
kompozycji nie wychodzi zasadniczo poza ramy, które dotychczas wyznaczyli, a charakterystyczna głębia
duchowa ukonstytuowana przed dekadą na gruncie intensywnej emocjonalności
zachowuje wszystkie te walory, za które cenię każdą minutę muzycznych przeżyć w
towarzystwie Norwegów. Mimo że album jest bezbłędnie spójny i kapitalnie zespół
w każdym numerze napięcie buduje, to na wyróżnienie w subiektywnym spojrzeniu
zasługują trafnie promowane klipami Below i Alleviate oraz utwór, którego
szeroka skala doświadczanych dźwiękowych doznań w ramach leprousowego stylu, mówi
niemal wszystko to, co chciałbym powiedzieć o jej wyjątkowości, a gdzieś
brakuje mi właściwych określeń o silnym emocjonalnym zabarwieniu. Distant Bells
z namaszczeniem i pietyzmem w onirycznym rośnie klimacie, aż do namiętnej i
chwytliwej erupcji nagromadzonych uczuć. Leprous doskonale wiedzą, że wartościowa muzyka to przede wszystkim emocje - uczucia na wierzchu i nerw tuż pod
powierzchnią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz