Rozmnożyło nam się w ostatnim dokładnie lat tuzinie tych Obcych. Nastąpił renesans serii po tym jak w 1997 roku wydawało się iż została ona ostatecznie złożoną w grobie, lecz nie ma takiej bariery nie do pokonania, która jak widać mogłaby finalnie zakończyć multiplikacje, bo jak nie prequel to sequel, a ten obecny Alien Romulus, to właśnie to drugie i już daje jasno do zrozumienia, iż bardzo udany w mym zazwyczaj maksymalnie subiektywnym przekonaniu. Tak, to jest oczywiście kompilacja wszelkich motywów z poprzednich produkcji, ale nastawiona na korzystanie z szablonu bardzo klasycznego, a co mnie najbardziej cieszy, gdzie stawia się na tradycyjne metody wywoływania możliwego autentyzmu, poprzez zastosowanie techniki makiet, bądź czegoś co owe przypomina, a w ich powstaniu grafika komputerowa tylko pomaga, a nie agresywnie przejmuje inicjatywę. Już od początku świetnie czuć ten quasi makietowy klimat, a i w kwestii zastosowanej metody fabularnej autorzy skorzystali z rozumu i powrócili do źródła pomysłu. Stąd Romulus totalnie rezygnuje z hiper intelektualnych kombinacji na wzór Prometeusza i zdecydowanie może się podobać podstarzałym fanom Ósmego pasażera Nostromo, kojarząc się chyba właśnie najbardziej z pierwszą częścią, szczególnie gdy postać ikoniczna się pojawia. Ja jestem na tak i jestem mocno zaskoczony, iż dałem się tak łatwo w mroczna kosmiczną otchłań wciągnąć. Trudno chyba jednak mi się dziwić, gdy raz klawy pomysł przykładowo z grawitacją i kwasem zastosowano, a same ksenomorfy zrobione zostały świetnie, wraz ze scenografią i podkreślonymi powyżej całościowo naturalistycznymi efektami specjalnymi. Nie bez znaczenia okazało się też może zaangażowanie jednej z moich ostatnio ulubienic i dzisiaj jeszcze wschodzącej wciąż gwiazdy, a w przyszłości coś mi podpowiada aktorki, która może pójść szlachetna drogą rozwoju na wzór Kate Winslet. Mowa o uroczo dziewczęcej Cailee Spaeny - innej, ale też zdeterminowanej Ripley. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz