Głośno
o tym obrazie, a i opinie ogólnie pochlebne wokół niego oscylujące - dodatkowo Oscarowe nominacje apetytu narobiły
jak i poprzeczkę zdecydowanie podniosły. I jak konfrontacja narosłych oczekiwań
do rzeczywistości się ma? Subiektywnie rzecz biorąc, żadnego większego poczucia
zawodu nie odnotowałem, bo wszystko na do bólu profesjonalnym poziomie
zrealizowane, a i pewne detale nawet wybijające się ponad bardzo wysokie
standardy. Jednakowoż gdzieś tam pomimo wyraźnie pochlebnej opinii nie do końca
poczułem emocje, jakie reżyser zapewne chciał we mnie wzbudzić. Czy to wina
wyeksploatowanego Hanksa, a może inny powód leży u podstaw mojego swoiście
rozumianego biernego emocjonalnie zaangażowania – trudno mi stanowczo określić. Nie zmienia to jednak faktu, że precyzyjnie
zrealizowana to produkcja, trzymająca pomimo swojej schematyczności w napięciu,
a co najważniejsze nietraktująca w sposób jednoznacznie kontrastowy roli zła.
Ono nie ma tu szczęśliwie jedynie poprawnego politycznie wymiaru, bo taki
zabieg z punktu widzenia złożoności rzeczywistości z pewnością odebrałby
obrazowi zaletę, jaką jego arbitralny realizm. Dzięki
temu spędziłem dwie godziny unikając poczucia zażenowania bohaterstwem kapitana
i niegodziwością pirata. To przecież tak często przypadek powoduje, że jesteśmy
po konkretnej stronie barykady lub nasze wybory zwykłą koniecznością się stają.
Brawa w tym miejscu dla kostuszej fasady i świetnie oddanej mimiką złożonej i autentycznej roli, całkowicie nieznanego mi z ekranowych działań Barkhada Abdi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz