Co ja wiem o żołnierskim fachu! :) Nigdy takowego szkolenia, treningu czy tresury nie przeszedłem, nigdy też ku bohaterce mnie nie ciągnęło - etos walki w takim ujęciu jest mi zupełnie obcy! Zatem po tym zupełnie niemęskim wyznaniu, aczkolwiek paradoksalnie sporej odwadze, że pozowania na twardziela unikam do sedna przechodzę. Nim pewna akcja amerykańskich elitarnych jednostek marynarki wojennej co pod kryptonimem Red Wings zaistniała, a Peter Berg ze względu na jej wyjątkowy charakter, okoliczności i finał zekranizować jej przebieg postanowił. Efekt uzyskany bardzo przyzwoity, przez dwie godziny utrzymujący skupienie przed ekranem, przede wszystkim dynamiką, świetnymi zdjęciami i efektownymi widokami. Celowo wśród głównych walorów pomijam niestety samą historię co w centrum zainteresowania pozostawać powinna, gdyż ona, a precyzyjniej ujmując jej ukazanie bardzo silnie amerykańską propagandą przesiąknięte, inaczej w morzu patosu zatopione. Kiedy już poczucie zażenowania takim kwadratowym ujęciem dobra i zła nieprzyjemnie toporne odczucie utwierdzało, pewien fakt szczęśliwie po części je zweryfikował. Nie wszystko jest takie oczywiste - kto przyjaciel, kto wróg! To takie bezsporne, jednak w obliczu współczesnych jednozdaniowych tez opisujących rzeczywistość dla wielu obce. Nie mnie (patrz początek refleksji :)) oceniać realizm pola boju czy zachowania postaci, lecz nie mogę wyjść z poczucia zażenowania faktem, że USA to taki potencjał i taka niestety nieudolność. Chyba, że to wszystko dla potrzeb Hollywood wykreowane, by widza omamić.
P.S. Bez względu na efekt rozrywkowy (sic!) składam należny hołd realnym bohaterom, szczególnie tym co o własny wolny od fanatyzmu kraj z bandą radykalnych oszołomów walczą! SZACUNEK!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz