To nie jest typowy obraz biograficzny, to jak stwierdzają materiały źródłowe dość swobodna interpretacja pewnego epizodu z życia kilku autentycznych postaci. To bardziej film o tragicznym finale pewnej idei, której siłą sprawczą bogaty dziedzic z neurotyczną czy socjopatyczną osobowością, który to do jej realizacji wciąga dwóch braci. Panowie bracia zapaśnicy są już utytułowanymi sportowcami, których łączy głęboka relacja braterska, jednak różnią ich cechy typowo osobowościowe. Bo kiedy starszy David jest ustabilizowanym życiowo, dojrzałym mentalnie oddanym ojcem i mężem, to Mark jeszcze gówniarzem z roztrojoną psychiką - takim skromnym introwertykiem, z niską samooceną, zagubionym ego w rzeczywistości tuż po odniesionym sukcesie. Laury zdobyte stabilności zarówno finansowej jak i psychicznej nie zapewniają i ten młody chłopak łapie się na lep szansy danej przez kreującego się na mentora bogacza. Tyle w kwestii zwięzłego nakreślenia o czym najnowszy obraz Bennetta Millera traktuje, bo oczywiście nie zamierzam całej fabuły przytaczać. Nie robiłem tego w dotychczasowych refleksjach na NTOTR77 prezentowanych i nie zrobię tego i tym razem. Szczególnie, że przybliżenie w skondensowanej formie wszelkich szczegółów z bogatej faktury stylistyki prezentowanej przez Millera jest zadaniem karkołomnym czy wręcz niemożliwym. Zachęcę więc tylko do seansu z tym dziełem i zasugeruję, by nie odbierać go dosłownie, tylko przebrnąwszy przez dość mozolnie prowadzoną narracje, dostrzec ukrytą między słowami wartość. Mogę zrozumieć, że wielu może zmęczyć i zanudzić, jednak dla mnie Foxcatcher jest wybitnym przykładem jak między wierszami, w gęstej atmosferze domysłów ukazać piętrzące się intensywnie prawdziwe emocje i sugestywnie zarysować niepoprawne politycznie kwestie. Brak mu odrobinę dynamiki, ale atmosfera wykreowana przez kapitalną pracę reżysera, scenarzysty, speców od zdjęć, muzyki, charakteryzacji czy scenografii daje dużo więcej satysfakcji niż pędzący i przesadzający z fajerwerkami dynamiczny ekspres znikąd donikąd. To produkcja dla tych, którzy kochają kino niuansów, co potrafią docenić warsztat aktorski w detalach prezentowany, taki gdzie autentyzm kreowanej postaci w każdym geście przekonujący, a wysiłek włożony w przygotowanie do roli imponujący. Z pewnością ekspertem od zapaśniczej sztuki nie jestem i może konsultacje z kimś kto założył już tysiące nelsonów by się przydały, aby pewność związaną z realizmem zdobyć. Jednak wszelkie walki czy charakterystyczne zachowania, mam tutaj na myśli przede wszystkim sposób poruszania się zawodników, czy to na macie czy poza nią robią wrażenie daleko idącej naturalności. To są te walory, które jednoznacznie w mojej subiektywnej opinii pozwalają na wyróżnienie obrazu, który poza nimi jeszcze jedną zaletę posiada. Nie skupia się na martyrologii postaci pod gwiaździstym sztandarem walczącej! Istnieją zatem w kinie amerykańskim twórcy, którzy potrafią się wznieść ponad tą drażniącą narodową przywarę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz