Przemknął mi ten tytuł jakiś czas temu przed
oczami, wiedziałem że to Ron Howard jego reżyserem, ale plakat i polskojęzyczny tytuł skutecznie
zniechęciły do szerszego zapoznania się z tematem. Zakładałem naiwnie, że to
niestety wyłącznie kolejna lepsza lub gorsza wariacja z cyklu jacy szybcy, jacy
wściekli – jacy kiczowaci. ;) Szczęśliwie jednak pewne blogerskie okoliczności
przekonały mnie, że to zupełnie inna bajka niż zakładałem. I to fakt! To nie
jest infantylna zabawa dla dzieciarni, tylko solidna produkcja, bardziej niż na
spektakularny efekt obrazem kreowany, stawiająca na psychologiczny aspekt
sportowej gry. Oparta na autentycznej rywalizacji legendarnych kierowców F1 w
osobach, Austriaka Niki Laudy i Brytyjczyka Jamesa Hunta. Zupełnie inne osobowości,
pewnie i motywacje, ale ta sama pasja i pragnienie sukcesu. Starcie pełnego wigoru wirażki i metodycznego pasjonata, pełna dramaturgii i
różnobarwnych emocji – koguciej pyskówki, ale także szacunku i lojalności.
Dwóch gladiatorów, których areną tor, a paliwem czysta wysokooktanowa etylina.
Rydwanami surowe maszyny, a celem sława i spełnienie. Solidnie zagrana i
wyprodukowana, bez nadmiernego nadęcia i ciśnienia na dzieło. Dynamiczna i
odpowiednio wystylizowana, tak po prawdzie poziomem i specyfiką realizacyjną
przypominająca niedawno powstałą biografię Steve’a Jobsa kręconą ręką Sterna. Fajna, ale piać z
zachwytu i unosić się z super entuzjazmem nie zamierzam, może po bardzo, ale to bardzo drobnej części
dlatego, że w kinie lata temu coś podobnego już było – Szybki jak błyskawica w
spolszczeniu się to nazywało. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz