Przyznaję (i tu upatruję ryzyka, ale o tym na
koniec), że jestem akurat fanem tej deathowej maniery wokalnej Chucka
Billy’ego, stąd Demonic naturalnie w mojej osobistej hierarchii albumów
Amerykanów lokuje się w ścisłej czołówce - tak zaraz po The Gathering i Low. Oczywiście
od lat systematycznie smakuję albumy z pierwszej i drugiej dekady XXI wieku,
jak i naturalnie często sięgam także po klasyki z lat osiemdziesiątych, to
jednak ołtarzyk wystawiam przede wszystkim The Gathering i albumom odpowiednio
z 1994 i 1997 roku. Obydwa czołowe z pudła wydawnictwa już w recenzjach/refleksjach sportretowałem, pozostało zatem skompletować trójcę i o Demonic kilka słów
skrobnąć. Kluczową cechą krążka skręt w stronę nowoczesnego, współczesnego trendom
z lat dziewięćdziesiątych grania. Czuć wyraźnie echa łojenia spod znaku
Pantery czy Machine Head, ale w takim autorskim wydaniu, czyli inspiracje są ale
przefiltrowane przez styl typowo "testamentowy". Biorąc pod uwagę fakt, że w tym
okresie na klasyczne thrashowe młócenie w tradycji heavy nie było koniunktury, to ten ruch nie tylko wniósł do brzmienia grupy nowy oddech, ale jeszcze
zwyczajnie pomógł przetrwać z klasą ten okres posuchy. Podobał mi się wtedy,
wrażenie na mnie robi i obecnie ciężarny sound przez speca od gałek wykręcony,
który nie stracił na atrakcyjności i
zachował dynamikę pomimo upływu lat. On potężny, odpowiednio masywny i
sterylny. Dźwięk dudni, charczy i pręży swoje muskuły - tryska testosteronem
osadzony w średnim, czasem bardziej żwawym tempie lecz bez galopad, patatajek. Billy
natomiast ryczy niczym rozsierdzony bawół czy inny potężny bizon, z czym mu
naturalnie do twarzy zważywszy na jego krępą fizyczność i indiańskie
pochodzenie. Tonu dopełniają sprawnie odegrane partie instrumentalistów, a
wisienką jest mechaniczna i cholernie precyzyjna gra Gene’a Hoglana. Chociaż dla
większości zagorzałych wielbiciel legendy Testamentu, nie jest to czołowe ich
dokonanie. Ja idąc pod prąd myśleniu stadnemu, indywidualnie spostrzegając
rzeczywistość, na subiektywną ocenę się odważę i będąc świadomym presji ewentualnej
publicznej chłosty Demonic pośród ikonicznych krążków grupy postawię. Tak przekonany o swojej racji jestem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz