Tytuł sprzed dwóch lat poniekąd mi znany, bo o oczy poster się obił, lecz dopiero teraz obejrzany za
sprawą i przez pryzmat obecnie bardzo głośnej roli Natalie Portman właśnie u Pablo
Larraína. Mocny dramat o czynach ludzi stawianych w warunkach trwałej
konserwatywnej ciemnoty ponad prawem. Zrobiony w formule "prosto w
mordę" bez owijania w bawełnę, bez wahania się by mówić unikając
półśrodków o godnych absolutnego potępienia praktykach pedofilskich, czy też
tych gejowskich pod dywan wstydliwie zamiatanych z racji oficjalnej
walki "czcigodnej" instytucji z tym „zboczeniem”. W surowej oprawie,
gdzie obraz na ekranie niewyraźny przez filtr tłumiący kontrast przepuszczony,
natomiast puenta dosadna w żadnym stopniu rozmyta. Inteligentnie i przenikliwie
z mnóstwem symbolicznych scen i zbliżeń twarzy, twarzy których wyraz mówi
więcej niż tysiące słów, opasłe elaboraty, czy statystyczne analizy. Tutaj
postacie o zmęczonych obliczach, prowadzą ascetyczne i odizolowane życie w
teoretycznym poczuciu skruchy i żarliwej pokuty - w warunkach względnego
bezpieczeństwa i tłumionego strachu przed odpowiedzialnością. Przybywa jednak w
ich życie na okoliczność zaskakującej śmierci prawdziwa pokuta, która zabiera
wszelkie zastępcze przyjemności i drąży w potępionych umysłach poszukując
poczucia winy. W powietrzu wisi strach przed odkryciem tajemnicy, obnażeniem
przeszłości anonimowych "skazańców" i naznaczeniu ich przez
okolicznych mieszkańców. Wstrząsający to dramat, dostrzegający w upadłych
klechach słabych ludzi z poharataną, pokręconą psychiką ale nawet przez moment
nie usprawiedliwiający ich czynów i bezskutecznie tłumionych instynktów.
Wspólnotowa patologia to punkt wyjścia i klamra dla tej historii o
nieludzkich obliczach "ludzi", w której finał zaskakuje i bardzo
mocno do myślenia daje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz