niedziela, 12 marca 2017

Twelve Monkeys / 12 małp (1995) - Terry Gilliam




Bez żadnych wątpliwości w moim przekonaniu najlepsza pełnometrażowa fabuła jaką otrzymaliśmy od Terry'ego Gilliama. Poziom porównywalny wyłącznie z Fisher Kingiem. W obu przypadkach walorem kapitalne role, i tak jak we wcześniejszej perełce zachwycał Williams z Bridgesem, tak tu popis daje Pitt i poziomem dorównuje mu Willis. Błyskotliwy scenariusz, skomplikowany z wyobraźnią podbarwiony osobliwym poczuciem humoru i wizualną ornamentyką charakterystyczną dla maestro Gilliama. W tym zakręconym aczkolwiek czytelnym scenariuszu jest istotne drugie dno, ważny temat związany z ekologią, rolą teorii spiskowych, terroryzmu ideologicznego, informacyjnej propagandy i filozoficzną analizą konsekwencji podróży w czasie. Okrutna wizja przyszłości, zsyntetyzowana z równie odpychającą rzeczywistością przez pryzmat przeszłości. Obraz z horyzontalnie zmienianą pozycją kamery, muzyka z tymi wyjątkowymi brzmieniami akordeonu, przedmioty i otoczenie inspirowane cyberpunkiem, futurystyczne wizje i psychiczne zaburzenia, odjazdy i odloty, ale trzymane w miarę w ryzach dzięki czemu 12 małp pośród innych filmów Gilliama wyróżnia się mniejszym poziomem niezrozumiałych abstrakcji. Dwie dekady temu zrobił na mnie ogromne wrażenie, dzisiaj oglądany nie stracił nawet w drobnym stopniu na sile przekazu i wartości. Chociaż na szczęście jako gatunek nie doprowadziliśmy jeszcze do samozagłady, to z pewnością ostro zbliżyliśmy się do krawędzi, a jej przekroczenie to niewątpliwie tylko kwestia czasu. Myślę, że to jest film o profilaktyce, znaczy lepiej zapobiegać niż leczyć!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj