Osią niby wątek
kryminalny, czyli są morderstwa i jest zagadka. Pytanie kto się zabójstw dopuszcza
i grubo ciosana tajemnica pod tytułem, czym się ten poszukiwany sprawca kieruje,
że akurat tych osobników na ofiary wybiera. I to jest jeszcze zjadliwe, do przetrawienia,
choć poziom enigmatyczności łamigłówki może chyba tylko niegramotnego funkcjonariusza
prowincjonalnego posterunku o ból głowy przyprawić. Jednak ta kwestia schodzi
na plan dalszy, gdy wokół wątku kryminalnego taka masa szablonów z uporem
maniaka poupychana. Jakby Olga Tokarczuk przy asyście wybitnej reżyserki za
punkt honoru sobie postawiła, że wszelkimi stereotypami najpierw scenariusz wypełni, a potem pozwoli by już oczami Agnieszki Holland pokazane one zostały w topornie kwadratowym
stylu, tak wyraziście iż nawet współczesny wzór cnót wszelakich konserwatywnym patriotą zwany
rozezna się kto dobry, a kto zły pośród tych do bólu wyrazistych kontrastów. Tyle,
że dorzucając do tej rozjaśnionej jasności podział na maksymalnie zdziwaczałych
bohaterów kochających przyrodę, gnębionych dodatkowo przez kierujących się
partykularnymi interesami hipokrytów uznawanych za szanowanych członków
społeczności (zasłyszane - ludzi sojuszu tronu, ołtarza i strzelby) robi samej ekologicznej idei niedźwiedzią przysługę. Intencje intencjami,
a efekt niestety marny, bo miast próbować budzić wśród ludzi o w miarę wysokim
potencjale intelektualnym zachowania proekologiczne, ewentualnie (choć to chyba
misja niemożliwa) zmieniać percepcję prostaków, ona tych drugich tylko utwierdza w przekonaniu, że
dziwadła chcą im „normalnym” narzucać jakieś wydumane idee, a tych pierwszych
obraża schematycznością i brakiem jakiejkolwiek próby głębszej penetracji
ludzkiej psychiki. Żadnych subtelności, potrzeby spojrzenia na skomplikowane przecież
relacje w miarę autentycznie, tylko bijąca po oczach niemiłosiernie
stereotypowy schematyzm ubrany w irytujący i chwilami nawet żenujący (tak, robiłem te
właśnie miny wstydząc się tego co widzę) bełkot o wszystkim i o niczym. Do tego
warsztat aktorski cholernie sztuczny, jakby te przecież uznane nazwiska z
obsady chciały równać do poziomu Pana Bosaka, oraz nieudane wydumane próby sugestywnego oddania
pierwotnej natury przyrody. Smutno mi teraz, bo nie takich wrażeń się
spodziewałem, nie zakładałem że Agnieszka Holland do łopatologii praktycznie
stosowanej się zniży i jeszcze za to wątpliwej urody artystycznej „dzieło”
otrzyma prestiżowe nagrody. Żeby chociaż odrobinę sobie humor poprawić posilę się
w tym miejscu komentarzem satanisty celebryty. Mianowicie cytując Pana muzyka: "Najnowszy
film Agnieszki Holland zakończył się happy endem. Spłonął kościół i zabili
księdza.” Zatem, rzucać we mnie kamieniami – w tym przypadku z obydwu stron
barykady.
Rozumiem, że wilk z ludzkim okiem na plakacie jest dla przysłowiowego picu i ma się nijak do zmiennokształtności? Jest to pierwsze, co zwróciło moją uwagę, jednak nauczona doświadczeniem niechętnie chodzę na polskie filmy do kina, jeśli nie muszę, więc pomyślałam, że zapytam kogoś, kto już to "dzieło" widział :P
OdpowiedzUsuńSprawa jest skomplikowana, zresztą jak zwykle w kwestiach oceny - rozumiesz, spojrzenie subiektywne. Prócz tego co o Pokocie napisałem dodam, że recenzje ma on dość skrajne oraz jeśli nastawiasz się, że wilki odegrają w nim kluczowa rolę to się zawiedziesz. To jest zwyczajny kryminał z masą stereotypów i tylko instrumentalną rolą przyrody.
Usuń