Napiszę jak jest wyłącznie z własnej
perspektywy, nie pokuszę się o detaliczne porównania czy przesadne analizy –
tutaj o BR2049 będzie prosto z mostu. Zresztą, po co niby miałbym to robić, na cholerę
konkurować z masą tekstów wyczerpujących temat tak dalece, że korzystając
jedynie z podstawowych sformułowań nie byłbym w stanie dodać nic nowego, a już
tym bardziej ciekawego. Temat w przestrzeni internetowej jest maksymalnie
zagospodarowany i nic już nie pozostało takim jak ja amatorskim pismakom, jak tylko dla własnych potrzeb archiwizacyjnych spisać podstawowe refleksje cisnące
się tuż po zakończonym seansie. Sprawa wygląda tak, iż te prawie trzy godziny seansu, to
doskonała robota pod względem zsynchronizowania fabuły jedynki z kontynuacją. Obydwie
odsłony znakomicie współgrają ze sobą w tej kwestii i nie ma się czego czepiać,
tylko chwalić trzeba. Na komplementy zasługuje również strona wizualna, zdjęcia
wykonane z rozmachem, kadry wypieszczone, scenografia i wszystko, co z tym
segmentem powiązane. To absolutny majstersztyk na który patrzy się z podziwem
i estetyczną przyjemnością, podobnie odbieram udźwiękowienie, które za sprawą
przeszywających odgłosów i rasowo skorelowanej z wizją muzyki wrażenie robi wystarczająco dosadne, by po opuszczeniu sali kinowej jeszcze w trzewiach czuć te wibracje. Tyle technika, teraz wartość treści i znaczenia, czyli odpowiedź na pytanie, co pod tą
efektowną warstwą dla wzroku i słuchu skrywane jest dla intelektu? Nie ma co narzekać,
na grymasy także tutaj nie ma miejsca, albowiem Villeneuve pokusił się o
niezwykle ambitną w założeniach i intrygującą dla umysłu w praktyce analizę
psychologiczną potrzeb ludzi, replikantów i nawet hologramów. Potrzeb, które
nawzajem przez byty zrodzone i wykreowane są zaspokajane i w różnych konfiguracjach implikują całą paletę problemów natury egzystencjalnej. Postawił na filozoficzne poszukiwania
autentyzmu w relacjach, zagubionej w świecie bez emocji istoty człowieczeństwa,
w okolicznościach i sytuacjach, w których paradoksalnie replikanci czy
hologramy stają się bardziej ludzkie niż człowiek. Zadał wiele pytań podpartych kompletnym zgłębieniem problematyki, znakomitym przygotowaniem
merytorycznym. Ale! Jak film Ridley’a Scotta to było zjawisko, pełna chemia,
nawet rodzaj fenomenu zrealizowanego w tej jednej wyjątkowej chwili, idealnych
okolicznościach sprzężenia przypadków, tak wizja Villemeuva to tylko i aż
potężna machina produkcyjna i obsesyjna wręcz pedantyczność. Tam w pierwowzorze
był czarujący futurystyczny romantyzm, którego tu na próżno szukać, tutaj
natomiast jest zimna mechaniczna precyzja na wszystkich poziomach produkcji – w
obrazie, dźwięku, nawet grze aktorskiej. Jest intelektualna łamigłówka w
psychologicznej przenikliwości filozoficznego przesłania, chirurgiczna sterylność
i monumentalizm podniesiony do potęgi. Nie ma niestety duszy, tego czynnika
dodającego wartości nienamacalnej, wartości emocjonalnej i duchowej, będącej
najsilniejszą stroną pierwowzoru sprzed trzydziestu pięciu laty. Ja przynajmniej
jej nie dostrzegłem i jeżeli ona była to w proporcjach zupełnie dla mnie niewystarczających.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz