Nadal doskonale pamiętam, jakie ten
film zrobił na mnie wrażenie oglądany premierowo w kinie. To był najlepszy, a
już z pewnością najambitniejszy okres w twórczości Bessona. Wybitny Leon
zawodowiec, osobliwy Piąty element i doskonała Joanna d’arc, to filmy wielkie,
filmy ikoniczne już od lat uznane za klasyki. Przede wszystkim w moim
przekonaniu te dwa skrajne tytuły od strony psychologicznej przenikliwe i sugestywne - słuszne i zbawienne dla rozumu. Tak jak Leon przejmująco penetrował rejony relacji międzyludzkich,
tak Joanna wryła się w pamięć, jako fenomenalny obraz z mrocznym i sugestywnym klimatem na równi z dobitną ironią w ukazaniu barbarzyństwa, poddający w wątpliwość forsowaną
autentyczność religijnych uniesień i bożej sprawczości, inaczej cudów dokonywanych
w imię i za sprawą Boga. Wiara czyni cuda, cuda? Czy tylko potencjał okrutny wyzwala?
Ja tego nie wiem. Może cel uświęca środki, uświęca też zbrodnie odbierania życia
w imię walki za sprawę, byleby się po wszystkim pokornie wyspowiadać? Jak oceniać
postać głównej bohaterki - to prostaczka czy nadwrażliwa i bystra niewiasta z
pasją, a może już obsesją. A może tylko wychowana w gęstym sosie mrzonek ich
ofiara? Dotknięta traumą mściwa arogantka, zatruwająca osobistą vendettą umysły bogobojnych
rycerzy? Wykorzystana i zdradzona, dotknięta szaleństwem umysłu, psychiczną
jednostką chorobową? To takie nadal aktualne, chociaż stosy nie płoną i setki
lat rozwoju cywilizacyjnego za nami, a potrzeba usprawiedliwiania działań siłą
wyższej tak powszechne. Pytanie, co nam daje i co nam zabierają takie klapki na
oczętach pozostawię otwarte. Niedopowiedzenia bowiem największa siłą tego
dzieła, więc się do tej bessonowskiej strategii podepnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz