Nie znałem filmów Douga Limana, niemal
do chwili obecnej tzn. do premiery American Made. Wrażenie po najnowszej produkcji z Tomem Cruisem było spore, zatem należało
sprawdzić czy to incydentalna wysoka dyspozycja reżysera, czy wcześniej też zdarzyły mu się bardzo dobre produkcje. Fair Game to jak się okazało film bardzo polityczny, o
sprzed ponad dekady wydarzeniach, o scenie która dzisiaj już trochę inaczej dzisiaj wygląda,
więc nie do końca tak aktualny. To podobna jazda jak w Informatorze Michaela
Manna, w Sieci kłamstw Ridley'a Scotta, bądź odpowiednio Królestwie Petera Berga i Syrianie Stephena Gaghana. Tajna służba kontra zorganizowana działalność terrorystyczna w optyce tuż po ataku na WTC. Kino bardzo sprawnie zrealizowane, z aktorstwem bez potknięć i
jedynie z narracją taką jednolitą, bez większego wybuchu emocji, jakiś interwałów,
które by dały efekt podgrzania atmosfery do czerwoności. Mimo to ogląda się bardzo dobrze, bo jest
tajemnica, są pytania, a same wydarzenia śledzi się z napięciem poznając
zakulisowe rozgrywki szpiegowski w cieniu wielkiej oszukańczej polityki i z wszelkiej maści kosztami z jakimi wiąże się zaangażowanie w taką działalność. Tylko tyle
i aż tyle - w tym przypadku mnie to wystarcza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz