Melancholijna i sentymentalna obyczajówka (może rodzaj tragikomedii) - z pewnością jednak film pod format allenowski. Może nie wyczesany tak bardzo jak filmy Woody'ego, znacznie mocniej trzymający kontakt z twardym gruntem poprzez poważny wątek choroby. Jednocześnie równie zabawny i zwiewny, jak błyskotliwy intelektualny i refleksyjny, bez nadętego moralizatorstwa. Może jego magia tkwi przede wszystkim w doskonałym aktorstwie, w oczywistym wybornym warsztacie Dustina Hoffmana, tutaj jako narcystycznego seniora rodu, oraz z sukcesem udowadniających swój aktorski potencjał gwiazd nie zawsze wysokich lotów komedii w osobach Adama Sandlera i Bena Stillera. Może to właściwie w pierwszej kolejności zasługa Baumacha, który stworzył pasjonujące postaci, nadając im wymiar intrygująco-sympatyczny już na etapie scenariusza i z intuicją obsadzając w tych rolach wyżej wymienionych. Baumachowi z pewnością nie brakuje lekkości i swady z którą opowiada tą podrasowaną humorem opowieść o codzienności. Drąży tematy niespełnionych ambicji, utraconych szans, wzajemnych pretensji z zaniechaniami i zaniedbaniami - dostrzega paradoksalną ich wartość w budowaniu silnych osobowości oraz moc prawdziwie mocnych więzi. W niezobowiązującym anegdotycznym tonie, w kilku naprawdę bombowych scenach przeprowadza przenikliwą wiwisekcje relacji, poszukując prawdy w sensie uniwersalnym. Myślę, iż kiedy zabraknie ojca tego rodzaju formuły niewątpliwie to on stanie się drogowskazem dla przyszłych pokoleń twórców kina sfokusowanego na ludzi wzajemne przenikania.
P.S. Widziałbym w tym potencjał na serial, skoro obecnie na taki format jest moda. Z pewnością nie tasiemiec rozwleczony na lata, tylko dwu-trzy sezonowy esencjonalny produkt dla bardziej ambitnej widowni. Może coś w rodzaju Przystanku Alaska w Nowym Jorku. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz