To
druga płyta Vulture Industries którą poznałem, ale wiem oczywiście, że te dwa
ostatnie albumy to nie jest wszystko, co ten zespół wydał do tej pory. Tak się
składa, iż ograniczyłem się na razie do nich właśnie, gdyż po raz drugi mam jak
to się powszechnie mówi „mieszane odczucia”. Niby ich muzyka jest oryginalna,
nawet nieco osobliwa – raz silniej oddziałująca, innym odrobinę nużąca, zawsze
jednak stawiana przeze mnie na półce z napisem „jeszcze nie teraz będę przed
nimi klękał”. Tak jak The Tower sprzed czterech laty, tak obecnie Stranger Times zasługuje na podobny zestaw komplementów i utyskiwań, upiększanych mlaskaniem,
tudzież grymaśnymi minami. Ja zamiast tutaj przepisywać swoje refleksje
odnośnie poprzedniczki wyartykułowane, zaproszę do zerknięcia w tekst
archiwalny, a skupię się jedynie na wyrwaniu przed szereg tych kompozycji,
które najbardziej przekonują, że Vulture Industries jeszcze kiedyś może mnie do
siebie tak na dobre przekonać. To co kręci i radosne podniecenie wywołuje, to w
pierwszej kolejności Tales of Woe, fajnie pulsujący i czarujący tym epickim
refrenem podbitym wiercącym klawiszem i kapitalną gitarą. Wchodzący zaraz po
nim As the Words Burns, w marszowym tempie i ze świetnym klipem "z napisami" działający
osobliwie na zmysły. Rozbudowany, podniosły emocjonalnie Strangers i dalej już
chyba nic. Bo dalej album traci magię i mnie usypia, miast prowadzić za rączkę
do punktu kulminacyjnego za którym jak w filmach Hitchcocka dopiero intensywność
wzrasta. Chociaż aby być sprawiedliwym, Something Vile za sprawą partii
wokalnych przynosi doświadczenie wzniosłe, a Screaming Reflection wraz z
zamykającym stawkę Midnight Draws Near, to w miarę intrygujące zakończenie
płyty. To jednak mało – za mało bym zechciał składać zdania wielokrotnie
złożone, wielopłaszczyznowo komplementujące poznaną materie muzyczną sygnowaną
nazwą Vulture Industries.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz