Jestem w pewnym sensie nieprzygotowany,
zgłaszam ten fakt zatem od razu w celu usprawiedliwienia. Znam oczywiście nazwę
Lunatic Soul od narodzin projektu, jednak przez tą prawie dekadę nie odczuwałem potrzeby,
aby jakikolwiek z czterech wydanych do tej materiałów obadać. Nie będę więc w
stanie rozpoznawać Fractured w układzie odniesienia z wszystkimi poprzednimi płytami
projektu Mariusza Dudy, jednak, aby zupełnie nie błądzić, szukać powiązań z autorską przeszłością po omacku, sięgnąłem po Walking on a Flashlight Beam, czyli bezpośredniego „prekursora” Fractured i już teraz widzę, że pomiędzy tymi
dwiema produkcjami są wyraźne, chociaż w żadnym stopniu rewolucyjne różnice. Nie
ma na najświeższym wypieku zbyt wiele elektryka, przynajmniej moje ucho go
tylko w jednym numerze wychwyciło, a gdzieś w progresywnej mocno upstrzonej
orientalizmami elektronice z poprzedniczki solówkę podpiętego pod wzmacniacze
wiosła można było usłyszeć chyba częściej. Chyba, mogę się mylić, moja znajomość albumu z 2014-ego roku jak pisałem ograniczona. Są na Fractured za to kompozycje bardziej
zwarte, może z nieco wyraźniejszym nerwem i konkretniejszą basową konstrukcją. Jak wspomniałem
to pierwszy krążek Lunatic Soul, z którym zapoznałem się w całości, a sprężyną
okazał się singiel Anymore, który w bezpośredni sposób nawiązuje do twórczości
oczywistej brytyjskiej legendy. Trudno w tym numerze nie usłyszeć wyjątkowo
intensywnego wpływu Depeche Mode, nawet gdy nie jest się fanem, nie mówiąc już o nazywaniu siebie dumnie depeszem. Już po przesłuchaniu pełnego materiału z pewnością
podobnie wypowiadać się można, szczególnie w pierwszych frazach wchodzącego bezpośrednio od startu wokalu, robionego na maksa i ze świetnym efektem pod Dave’a Gahana o zamykającym
program płyty Moving On. Te dwie kompozycje wyjątkowo wyraźnie wskazują na
kierunek eksploracyjny i fascynacje Mariusza Dudy dyskografią DM. Zresztą
kiedy słucham reszty kompozycji to moje myśli jednoznacznie biegną w stronę
wysp i całej śmietanki syntezatorowego popu, który swoje najtłustsze lata
przeżywał w czasach ejtisowego dosłownie zachłyśnięcia brzmieniami generowanymi przez
wszelkiego rodzaju parapety. Z tym, że należy sprawę postawić całkowicie
uczciwie i nie omieszkać zauważyć, że utwory z Fractured połyskują szlachetnym
blaskiem nie tylko przez wzgląd na inspirację brytyjską nowa falą, ale przede wszystkim
poprzez aranżacyjne mistrzostwo kompozytora i warsztatowe umiejętności muzyków
subtelnie wplecione w melancholijny klimat. Klimat urzekający basowymi
tematami, doskonałymi melodiami i smaczkami w rodzaju zmysłowego saksofonu, smyczków
czy kapitalnie stosowanych zabiegów o trip hopowym pochodzeniu. To absorbujący album
kontemplacyjny, do głębokiego przeżywania w samotności, w swoistym sam na sam z
własną wrażliwością - przepiękny akt muzycznej erudycji i wysublimowanego gustu
estetycznego, idealnej harmonii pomiędzy popową przebojowością, a progresywnym artyzmem z nieprzesadzonymi ambicjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz