Krótka i zakładam treściwa będzie to refleksja,
znaczy na wysokim poziomie ogólności ale z najistotniejszymi spostrzeżeniami. Mudbound to jak się okazuje produkcja Netflixa, ze względnym rozmachem zrobiona. Może nie
takim jak epickie super produkcje wielkich wytwórni, ale wiele im nie ustępująca i co ważne odpowiednio dopracowana ze względu na charakter gatunkowy. Ogólnie poruszony zostaje temat tragicznej współegzystencji białych i kolorowych, w tym konkretnym przypadku dwóch rodzin z tej samej
ziemi, w Ameryce segregacji rasowej. Dokładnie w ultra konserwatywnym stanie w Missisipi, w okolicach
II wojny światowej przez pryzmat wszystkich krytycznych czynników ją
warunkujących. Przetrwanie w wymagających warunkach surowej egzystencji obserwujemy, na
farmie, w skomplikowanych relacjach rodzinnych i sąsiedzkich oraz powiązanych z
nimi osobistych dramatach. W klimacie smutnej, melancholijnej opowieści angażującej emocjonalnie i w miarę ciekawie przez wzgląd na uwarunkowania społeczne i
historyczne konteksty opowiedzianej. Dobrze zagrany to dramat i przyzwoicie wyreżyserowany,
jednak mimo wielu zalet, może zbyt przydługi i bardzo zachowawczy, absolutnie bez pierwiastka
wyjątkowości, przez co powyżej oceny bardzo poprawnej nie może się wznieść.
P.S. Dodatkowym plusem udział Carey Mulligan. Gdziekolwiek, u kogokolwiek się ona ze swym ogromnym talentem i wdziękiem nie pojawi, zawsze doda produkcji sporego atutu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz