niedziela, 23 września 2018

Molly's Game / Gra o wszystko (2017) - Aaron Sorkin




Miał tu być użyty potężny kaliber pocisku, zakładam miała to być zapewne ostra gra z widzem. Historia oparta na faktach i zdrowo podrasowana dla kinowego efektu, która miała robić wrażenie, po prostu konkretnie ekscytować. Ten film został zrobiony tak by energetyzować, scenariusz napisany by pobudzać, ale coś tutaj nie do końca zagrało, bo para idzie nieco w gwizdek, bo emocje są tylko powierzchowne, bo brak interwałów emocjonalnych przez co robi się płasko. Historia w zasadzie ciekawa, ale co mnie smuci właśnie płaska, mimo że tak mocno rozkręcona. Jessica Chastain świeci biustem odpowiednio seksownie wyeksponowanym, jako główna bohaterka i narratorka prowadzi widza przez historię wyjaśniając każdą pierdółkę, znaczy prowadząc go za rączkę. Chastain jak na topową gwiazdę gra ostatnimi czasy bardzo dużo, przez co jej sposób kreacji roli staje się szablonowy i nie bardzo zaskakuje. Pamiętam kilka takich jej interpretacji postaci, które wyrywały z buciorów, bądź łapały za serducho i co ciekawe kilka, które będąc im bardzo podobne nie robiły już takiego wrażenia. Przypadek czy efekt spowszednienia, bądź warsztat niewystarczająco wyrazisty lub do jej statusu na scenie nieprzystający? To też nie ten poziom pokazania hazardu jak u Scorsese, to nie ta klasa reżyserska i nie to wyczucie tematu. Poprawnie, mechanicznie równo starannie, ale bez błysku i z tymi może nie topornymi, ale irytującymi przemowami z umoralniającym jądrem. Taka napuszona nieautentyczna etyka wygłaszana ze wzruszającym drżeniem głosu. Także podsumowując moje zdziwienie przybierało chwilami rozmiary monstrualne, szczególnie kiedy łapałem się na tym, że niedawno taką prawie 1:1 Chastain w Miss Sloane Johna Maddena widziałem i wszystko w miarę grało. Kropka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj