Wracając za każdym razem wyłącznie incydentalnie do Awake i Faceless stawiam sobie w obowiązku napisanie kilku słów odnośnie czasów w jakich powstały, jak i oczywiście muzyki którą zawierają. Udało się w końcu po kilku co najmniej próbach tego dokonać i uznaję, iż to nie przypadek że powracam do tych dwóch płyt niemal zawsze w tandemie, gdyż zasadniczo to co napisze teraz o Awake mógłbym śmiało podpiąć pod Faceless i na odwrót. Zatem recka poniższa składać się będzie z dwóch rozdziałów w tym samym chyba temacie, tyle że dzisiaj więcej o samej muzyce, a w najbliższej przyszłości o okolicznościach w jakich powstawała(y). Sentymentalne gadki odkładam więc na później, a teraz prosto z mostu spróbuję - zakładam że merytorycznie o charakterystycznych cechach stylu. Pierwsze co kojarzę kiedy pierwotne odsłuchy dwójki/trójki robiłem (długo myślałem że s/t było debiutem), to fakt, iż Godsmack na Awake/Faceless nie bawi się w detaliczną precyzję, a stawia na moc brzmienia i bezpośredni przekaz. Królują szarpane, inaczej rwane riffy konkretnie podbijane pracą bębniarza. Żadne wyszukane zagrania tylko dzikie, żywiołowe, może nawet rytualne bębnienie i sugestywne gitarowe łojenie urozmaicane standardowymi efektami. Bowiem pomysł na siebie Amerykanów, to wyrzucenie na front świetnie radzącego sobie za mikrofonem Sully'ego Erny, który rządzi i dzieli, a instrumentaliści są tylko po to by mu podbić tło wypełniając je energetycznym stuffem oraz popisać się odrobinę w tych fragmentach kiedy wokalista nabiera oddechu. Tak to słyszę i nie dziwię się że prostota która siłą grupy przyniosła im znaczną wówczas popularność. Szli wtedy gdzieś pod trendów prąd, minimalizując środki, a maksymalizując siłę twardego riffu i mocarnego okładania perkusji. Korzystając jednocześnie zarówno z tradycji mrocznego hard rocka, dodali do rockowej esencji skocznej rytmiki i nieco orientalnie zabarwionych melodii. Byli inni, mocno się wyróżnili lecz wszystko to jednak byłoby mało aby na listy przebojów wskoczyć, gdyby Godsmack nie potrafili pisać po prostu cholernie chwytliwych piosenek, do których kiedy już wracam to zawsze z przyjemnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz