Zbuntowany w zbożu to
nie jest tylko opowieść o twórczym cierpieniu, o akcie literackiej kreacji w
mentalnych męczarniach. Zbuntowany w zbożu to przede wszystkim opowieść o
poszukiwaniu własnego charakteru, o terapeutycznej roli pisarstwa, o wieloletnim
szlifowaniu warsztatu w celu doznania przełomu i wyjścia z głębokiego cienia
poprzez konsekwentną samorealizacje i spełnienie wewnętrznych ambicji. Po to by być
publikowanym i jak się okazuje w ostatnich scenach filmu do czasu podziwianym, oraz aby wyzdrowieć – wyrwać się z epizodycznej wojennej
traumy. To historia dopieszczania i pielęgnowania naturalnego talentu, wykorzystywania
inspiracji i czerpania pełnymi garściami z nawiedzającej weny. To fabularna
biografia oparta w zasadzie na kilkunastu newralgicznych latach z życia autora "Buszującego
w zbożu", który jak film stara się udowadniać przebijał się uparcie przez ciągły
brak większego zainteresowania, aż do chwili, która zmieniła wszystko i to
niekoniecznie w pełni po myśli bohatera. Doświadczony przez koszmar wojny z
radykalnie zmienionymi priorytetami walczył o siebie i zabiegał o ratunek przed
obłędem, korzystając między innymi z egzotycznej filozofii i ostatecznie
dopinając swego i tworząc ponadczasowe dzieło, stające się kolejnym istotnym
punktem zwrotnym w skomplikowanym świecie potrzeb J.D. Salingera. Jestem
bardzo mile zaskoczony, bowiem spodziewałem się książkowo poprawnej realizacji,
a otrzymałem oprócz klasycznych patentów od lat wykorzystywanych w gatunku
także coś więcej, co wprowadziło do przecież względnie bezpiecznej formuły
element wręcz magnetyczny, który dostrzegam w ciekawej warstwie
psychologicznych uwarunkowań, historycznego kontekstu oraz bardzo przekonujących
kreacjach z tytułowa rolą Nicholasa Houlta na czele. Ponadto decydujący walor produkcji tkwi
również w nieco nerwowym i charyzmatycznym pulsie, w klimacie podrasowanym
zarówno wyrazistym naświetleniem osobowości Salingera oraz na równi hipnotyzującym
nostalgicznym mrokiem i swingującym tempem w oparach whisky i dymu
papierosowego. Oklaski może nie na stojąco, ale brawa na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz