O Panie melodii, władco
mega przebojowych refrenów i turbo chwytliwych riffów. Tyś od dekad ponad dwóch
tak łaskawy dla ekipy Adama Dutkiewicza, a twa szczodrość wciąż wielka i w
perspektywie trwania kariery Killswitch Engage zapewne niewyczerpana. Dzięki niej
już ósmy krążek w dorobku Amerykanów skrzy się od atrakcyjnych dla ucha pasaży
i linii wokalnych, którym nawet najbardziej zawzięty wróg popularności popem muśniętego
metal core’a się nie oprze i jak tylko się da będzie kamuflował fakt, że w
sobie publicznie, a na głos w odosobnieniu tym razem z Jesse’m Leachem kolejne
linijki tekstów wyśpiewuje, machając przy tym dyńką rytmicznie i symulując grę
na powietrznym wiośle. Ma ta ekipa spore szczęście zarówno do obdarzonych
histerycznym wrzaskiem i jednocześnie emocjonalnym czystym śpiewem frontmanów
oraz kapitalnie piszących za każdym podejściem hiciory kompozytorów. Ma także
cholernie oddaną bazę fanów i zaufanie jakim ich obdarzają, gdyż poniżej
najwyższego poziomu w opanowanej do perfekcji formule stylistycznej nigdy nie
zeszli, a teraz wraz z wydaniem Atonement tylko potwierdzają, że nie ma się
nadal co martwić o ich formę studyjną. Ponadto jakość materiałów ze studia
idzie jak stali bywalcy ich gigów donoszą w parze z koncertowymi popisami,
zatem pełna profeska i szacunek w branży! Na ósmym albumie i już trzecim po
powrocie oryginalnego wokalisty wszystkie numery kopią intensywnym riffem i
pieszczą przebojowym szlifem, ale spośród nich NTOTR77 najszerzej gębę cieszy, najmocniej zęby szczerzy przy Unleashed, The Signal Fire, The Crownless King, I Am Broken Too, Know Your Enemy, Take Control, I Can't Be the Only One, w których też części udzielają się wokalnie goście.
P.S. To był pierwszy
wpis w temacie KE i myślę, że systematycznie w chwilach powracającej słabości
do ich hiciorów pozostałe płyty z większą lub mniejsza dozą humoru, lecz zawsze
z wnikliwością postaram się bez złośliwości quasi recenzować. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz