Późnym wieczorem człowiek
impulsywnie przerzuca kanały i podczas tej pozbawionej większego sensu
czynności trafia na klasyka, jak się okazuje nieprzypadkowo akurat w tym dniu
emitowanego. Urodziny naszego mistrza, to należy je uczcić pokazując
legendarny i przełomowy dla jego kariery obraz, który z impetem wbił jego
nazwisko na usta całej ówczesnej światowej branży filmowej. Rosemary's Baby mimo że znam oczywiście
doskonale i tym razem utrzymał mnie przed telewizorem do samego finału. Jest w
nim wciąż ten immanentny dla stylu Polańskiego hipnotyzujący magnetyzm, który
nawet odrobinę nie osłabł, mimo że tak wiekowy. Co z punktu widzenia siły
oddziaływania najistotniejsze to to, iż klimat w którym zło i napięcie można kroić
niekoniecznie zakrwawionym nożem wchodzi pod skórę i od wewnątrz zmysły
atakuje. Wszystko jest tutaj dopieszczone perfekcyjnie, poczynając od scenografii
genialnie światłami podkreślanej, przez przekonujące aktorstwo, scenariusz z
fascynującą nieoczywistą tajemnicą i wreszcie magiczną, nerwowo rozedrganą
muzyką Krzysztofa Komedy, z ponadczasowa tematem z Kołysanki. W moim przekonaniu
ciekawostką dla zarówno młodocianego kinomaniaka, jak materiałem do
niekończących się deliberacji dla posiwiałych weteranów sal kinowych jest styl, który świetnie łączy odartą z szołmeństwa szkołę środkowoeuropejską, z podrasowaną amerykańskimi możliwościami tradycją kina spod znaku rzecz jasna Hitchockowskiego suspensu. Ale i
coś nowego, nieco ryzykownego Polański do tej kreatywnej hybrydy dodał, to szokowanie
poprzez wyraźne kontrowersje, czyli goliznę i priorytetową psychodelii nutę w teatralnym
ujęciu, bowiem wiemy iż silnie też inspirował się produkcjami z wytwórni Hammer. Flirtuje zatem z rozmachem Polański z nieco kiczowatą stylistyką, jak i antycypuje w kilku ujęciach powstanie brutalnego nurtu giallo, ale za sprawą psychologii zaawansowanej i z charyzmą serwowanej nie popada w tandetę i w konsekwencji śmieszność. Poddaje słusznemu nieinwazyjnemu wartościowaniu postawy bohaterów, bez pretensjonalnego dydaktyzmu w płytkiej moralizatorskiej oprawie, lecz z demonicznie perfidnym poczuciem wiary popartej obserwacją natury ludzkiej sugerującej, że szatan działa podstępnie w środowiskach które kamuflażem dla jego misji. Cyrografy podpisane, dusze zaprzedane za dobra doczesne i obietnice wiecznej dominacji. :) Tyle, że nic tutaj nie jest takie oczywiste, a prawda może objawić się w absolutnie pozbawionym pierwiastka metafizycznego wyjaśnieniu, że oto nasze instynkty, pragnienia i lęki obracają się przeciwko nam w formie psychicznych zaburzeń, które z łatwością w nas kiełkują gdy w newralgicznym momencie poddani działaniu stresu zostajemy.
P.S. Już tyle przez
lata o Dziecku Rosemary napisano, poddano szczegółowej analizie i na wszelkie sposoby na
czynniki pierwsze rozkładano, że nie pozostaje właściwie nic do dodania, a moje
nieodkrywcze, lub co gorsza nadinterpretacyjne refleksje mają wyłącznie sens jako uzupełnienie filmografii
Polańskiego na stronach NTOTR77.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz