poniedziałek, 2 czerwca 2014

Sepultura - Chaos A.D. (1993)




Śmignęły ponad dwie dekady, od kiedy Sepa taką voltę w swej twórczości wykonała. I chociaż z perspektywy czasu i późniejszego etnicznego miażdżenia groovy riffem na Roots, ten przeskok stylistyczny pomiędzy Arise, a Chaos A.D. nie jest już tak wstrząsający ;) to ówcześnie niezły to szok dla fanów Brazylijczyków był. Nie ma szybkich, ostrych niczym brzytwa i gwałtownych ataków furii tylko miarowe uderzenia precyzyjnie kierowane na efekt masywnej miazgi nastawione. Łupią sobie Panowie odrobinę na corową modłę zmuszając zamiast trzepania obłędnie piórami do częstszych podskoków rytmicznych. Wtedy to był pretekst do wylewania pomyj na Sepulturę i niewielu pewnie spodziewało się dalszego eksplorowania tego kierunku. Max i spółka jednako nie zamierzali poprzestać na tej kosmetycznej ;) zmianie. Ruszyli z przekonaniem dalej, a jakie efekty tej drogi to już zdania podzielone. Czy rozpad klasycznego składu już wkrótce mający nastąpić to efekt tej eksperymentatorskiej tendencji, a może zjedzony własny ogon jedynie tradycyjnym thrash-deathem jeszcze większe spustoszenie w szeregach legendy by zrobił. Nigdy się dowiedzieć szans nie będziemy mieli, przy gdybaniu pozostaniemy, w podzielonych przekonaniach. Jeżeli mogę wyłącznie własne zdanie wygłoszę. Dla mnie bezwzględnie koniec z podziałami personalnymi związany niejednorodne odczucia budzi. Satysfakcję przynoszą nieliczne jakościowo kapitalne albumy Soulfly nagrane, spięte na nowo relacje braterskie świetnym Inflikted skonsumowane. Smuci wybór następcy Maxa na wokalny wakat – on to nigdy nie pozwolił mi tak do końca cieszyć się nawet tymi przyzwoitymi dokonaniami z nowej ery formacji. Czy jednak radowałbym się z zejścia na nowo klasycznego składu? Myślę, że pomysł byłby to chybiony. Nie zabijajmy legendy – jakkolwiek ją spostrzegamy! Bez wątpienia Chaos A.D. broni się po latach i nadal z przyjemnością do niej powracam, wkręcając się w toporne aczkolwiek zaangażowane naiwnie po trosze teksty, wycinane charakterystycznie riffy i tą rytmiczną, siłową kanonadę. Sentymentalnie, nostalgicznie w pamięci przywołując czasy szczeniackie kiedy to cały mój świat niemal tylko do muzycznej pasji był ograniczony. Piękne to były chwile!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj