To taki szantaż
emocjonalny, bo gdyby nie śmiertelne choroby głównych bohaterów w
przytłaczającej części, to pospolite, ckliwe romansidło by było. A jest? Wtórne
i sprowadzone do kilku egzaltowanych ogólników, z przelukrowanym smutkiem
w pogodnej formule o cierpieniu, że niby umieranie w taki prosty sposób można
oswoić. Z pewnością w swoim uniwersalnym przekazie wartościowe, jako lekcja
bezgranicznej miłości, ale zbytnio wypolerowane, wręcz nieautentyczne. Nie
wywołało we mnie wzruszeń czy innych uniesień, jakich powinienem się
spodziewać. Takie czułostek natężenie wyklucza mnie z grona adresatów tego
rodzaju produkcji, stąd mój błąd, że ciekawość skazała mnie na dwie godziny w
ten sposób prezentowanych komunałów. Przepraszam bardzo, iż nie poddałem się tej
miałkiej emocjonalnej manipulacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz