czwartek, 16 stycznia 2020

Downton Abbey (2019) - Michael Engler




Ten seans okazał się być ciekawym eksperymentem, bowiem zadaje sobie teraz pytanie czy można odczytać go w pełni bez znajomości kultowego serialu, jako w pigułce podanej esencji tego, co przez kilka lat emisji starannie było eksponowane? Bez z pomocą ponad pięćdziesięciu odcinków wypracowanego emocjonalnego związku z tak tu licznymi przecież postaciami, bez rozpoznanych kontekstów i całej bogatej historii kryjącej się w ścianach i ogrodach tytułowej posiadłości. Sam jednak nie jestem sobie w stanie na to zapytanie dać wiarygodnej odpowiedzi, więc posiłkując się wiedzą miłośników zjawiska jakim Downton Abbey stwierdzę, iż można go „potraktować jako specjalny odcinek ostatniego sezonu”, gdyż „zachowuje wszelkie zalety serialu”, dając widzowi nawet niewprowadzonemu właściwie w tematykę „kawał dobrego brytyjskiego kina o świecie, który zaczął znikać przed niemal stuleciem”. Tylko, że doceniając oczywiście wartość tej estetycznej uczty dla zmysłów wzroku i słuchu - scenograficznej perfekcji (wnętrza, meble, dekoracje, wszystkie zdobne detale, wytworne maniery i niedzisiejszy, bowiem niezwykle staranny język), ale również robiącego duże wrażenie przepychu produkcyjnego (aktorska biegłość, muzyka wypełniająca przestrzeń pomiędzy scenami, kamera pływająca pośród bohaterów i wokół przepięknych okoliczności miejsca) nie przeżyłem nic ponad właśnie oczarowanie. Rodzaj irracjonalnej romantycznej tęsknoty za rzeczywistością o zupełnie odmiennych walorach niż te współczesne, których nigdy nie poznałem i przecież nigdy nie poznam. Światem zarówno przywilejów wytwornej elity, jak i tych prostych przyjemności ludzi z niższych szczebli – błahych dramatów i ciężkiej, lecz mierząc jej trud, to mimo wszystko przynoszącej satysfakcję pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj