wtorek, 14 stycznia 2020

The Year of Living Dangerously / Rok niebezpiecznego życia (1982) - Peter Weir




W sobotnie popołudnie zamiast bezmyślnego gapienia się na typowo mainstreamowe rozrywkowe kino nadrabianie ważnych zaległości, czyli na ekranie mainstreamowe kino ambitne o bardziej dramatycznym niż obyczajowym potencjale. W wydaniu wyjątkowo klasycznym, bo Rok niebezpiecznego życia to film przecież sprzed prawie lat czterdziestu, kręcony ręką wtedy jeszcze względnie młodego Petera Weira i z udziałem bardzo młodziutkich wówczas gwiazd, które wtedy posiadając już ewidentnie rozpoznawalne twarze, pracowały intensywnie na większy li tylko sprowadzony do zaszufladkowania status i prestiż - co ciekawe obydwoje wychodząc udanie poza dotychczasowy wizerunek twardzieli. Mel Gibson (Max Rockatansky) i Sigourney Weaver (Ellen Ripley) w ujmując wprost "melodramacie politycznym", na równi rozwijającym wątki sercowe, jak i te z założenia tutaj zdecydowanie ważniejsze dla fabuły i przesłania. Kryzys polityczny w stojącej u progu rewolucji Indonezji – skomplikowane etycznie postawy/zachowania autochtonów i związanych zawodowo i emocjonalnie z tym miejscem obcokrajowców. Krwawy przewrót w egzotycznym kraju i balansowanie na krawędzi życia i śmierci, czyli poznajemy gęsto zapisany pamiętnik z życia korespondenta, a w nim nietypowo kluczową, bo technicznie rzecz biorąc drugoplanową postać o równie osobliwym wyglądzie fizycznym jak autorytecie i znaczeniu (Linda Hunt). Pięknie Weir tka tą nieco pretensjonalną historię, wplatając w jej tajemniczą formułę szpiegowski klimat i wręcz namacalne magiczne pierwiastki, powiązane z tamtejszą kulturą i obyczajami. Ciekawe zdjęcia, oryginalna muzyka Maurice'a Jarre'a, wspomniane dobrze wyeksponowane kulturowe tajemnice oraz co najmniej bardzo przyzwoite kreacje gwiazdorskiej pary dostarczają poruszających przeżyć estetycznych i emocjonalnych. Ponadto film idealnie eksponuje narracyjną manierę charakterystyczną dla produkcji Weira i jego rozważne zaangażowanie w kwestie społeczno-polityczne. Wstyd było nie znać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj