czwartek, 29 lutego 2024

American Fiction / Amerykańska fikcja (2023) - Cord Jefferson

 

Z zaskoczenia mi się trafił seans filmowy oscarowy – o nominacjach mowa. Seans o którym stosunkowo głośno w europejskiej przestrzeni zaczęło się mówić, gdy owe nominacje w wyścigu o wyolbrzymione laury Amerykańskiej Akademii Filmowej otrzymał. Może mnie coś w międzyczasie umknęło, ale zdecydowanie ja póki owego wyróżnienia nie dostrzegłem, to o tym tytule nie słyszałem i jeszcze przez chwilę nie miałem bladego pojęcia, o czym ta cicha “rewelacja” opowiada. Teraz już wiem to dokładnie, a przed projekcją byłem już nieco zorientowany, bowiem potrzebowałem choć odrobinę mieć pojęcie co i jak - zatem jadę z opowieścią co i jak zasugerowane oraz wiadomo, oceną dlaczego akurat tak. :) Niezwykle inteligentny i nawet dla odmiany intelektualnie praktyczny oraz całkiem błyskotliwie rozrywkowy, ale i ironicznie, czy wręcz sarkastycznie przebiegły komediodramat obyczajowy, po (zgadzam się) linii filmowej charakterystyki Alexandra Payne’a, lecz akurat bez tego wzorcowego błysku geniuszu reżyserskiego, więc zaleta w postaci kluczowego waloru nie w charyzmie reżyserskiej Corda Jeffersona, odbijającej się na pracy ekipy, ale w pomyśle (powieść Percivala Everetta) i roli głównej Jeffrey'a Wrighta - kreacji bardzo dobrej, bo idealnie spasowanej. To też taki film lekkie kuriozum, bo nie porywa, także absolutnie nie nudzi, ale po wszystkim w człowieku przez chwilę wibruje, bo ma coś trafionego w założeniu do przekazania, mimo że nie ogarnia tematu tak abym czuł się podczas oglądania mocno podekscytowany. Napiszę pokrętnie i szyderczo bezpośrednio, że najbardziej mi się podobało, iż wreszcie ktoś odważnie skrytykował raz współczesne pieszczenie się prze-poprawnych politycznie elit artystycznych z proporcjami czarne-białe, bez względu na jakość obiektywną materii oraz najzwyczajniej zwrócił krytyczną uwagę ku powszechnemu obliczu amerykańskiej czarnej społeczności, która rzecz jasna niejednorodna, ale daleka od tego czym była w czasach prawdziwie podłej segregacja rasowej. Z ofiary białych PANÓW rasistów, Afroamerykanie stali ofiarami samych siebie i patologicznych zmian, których efektem i wyrazem jest w społeczności rosnąca przestępczość i chronicznie infekująca stosunki międzyludzkie arogancja. Co szczególnie ponadto istotne i wartościowe, to fakt że ta reprymenda pochodzi z przemyśleń czarnego inteligenta i choć on nie ma nic wspólnego z krytykowanym gangsta prostactwem, to jednak daleko mu też do ukierunkowania na życie z wygodnym usprawiedliwieniem wiecznego męczeństwa, bez względu na czas i okoliczności. To też przewrotny obraz o paradoksach i kompromisach, ale najbardziej chyba jednak o przekornych stereotypach i protekcjonalnym wciąż, choć w zupełnie innej optyce traktowaniu społeczności afroamerykańskiej. Dobre to było, bardzo dobre jednak tylko w sensie przesłania i puenty, szczególnie w kontekście żenującego podejścia parytetowego do bytności czarnych tematów w nominacyjnym towarzystwie, ale nagrody oscarowej nie wygra (i dobrze), bo jak to niby poprawna tylko warsztatowa podróbka Payne’a, miałaby wygrać z oryginałem. Uważam tak, mimo że jeszcze nie widziałem Przesilenia zimowego, ale bardzo mocno wierzę, iż to jeden z najlepszych Payne’ów jest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj