środa, 21 lutego 2024

Rapito / Porwany (2023) - Marco Bellocchio

 

Dziwnie poniekąd z początku, zanim do seansu się przekonałem, byłem niezdecydowany. Tym bardziej zaskakujące, że wiedziałem z jakiego formatu europejskim reżyserem mam w tym przypadku do czynienia, pomimo że jak przystało na wciąż odkrywającego kino poza amerykańskie wieloletniego żałosnego ignoranta, znam jego jedynie ostatnie dzieło, które wrażenie na mnie zrobiło spore i pozostało ze mną na stałe, przyczyniając się do finalnego powzięcia decyzji o jednak jak najszybszym skonfrontowaniem się z Rapito. Nie żałuję, że się zbyt długo nie wahałem i czas poświęciłem, tym bardziej, iż ostatnio różnie to bywa z jakością nowości kinematograficznych na jakie natrafiam i nie ukrywam, iż lekko zmęczony, a może już znudzony bywam obrazami dobrymi i bardzo dobrymi, lecz mimo to często nie wywołującymi takich emocji jakich od kina oczekuję. Nie ma mowy aby seans z nowym dziełem Marco Bellocchio uznać za takowy, bowiem może on dość specyficzny i wzbudzający odczucia obcowania z produkcją technicznie niejednoznaczną, bo tak robi z jednej strony ogromne wrażenie aktorskim warsztatem (szczególnie Barbara Ronchi w roli matki, mimicznie jest doprawdy genialna oraz jako Pius IX Paolo Pierobon równie znakomity), całkiem przekonującymi eksperymentami z animacją, sugestywną niezwykle sceną głównego bohatera z figurą ukrzyżowanego Chrystusa, tą też wymowną szalenie z papieskim obrzezaniem oraz rozmachem orkiestrowym muzycznego tła czy tym dekoracyjnym, to z drugiej miewałem momentami złudzenie, jakbym oglądał jednak bardziej rozbuchaną, ale jednak realizację quasi telewizyjną. To jednak drobnostka w ogólnym odczuciu, gdyż wszystko co ważne i właściwe dla wysokiej oceny Rapito, kryje się pod przyciągającą wzrok, ale skądinąd fasadą wizualną w postaci lokacji czy cyfrowej ich obróbki. Kunsztowna robota merytoryczna jest tu najważniejsza i oczywiście sam temat wzbudzający emocje o wysokim stężeniu złości i gniewu, jaki myślę każdy wrażliwy widz będzie w czasie projekcji odczuwał. To zasadne i usprawiedliwione, kiedy tak podłe praktyki się obserwuje, które silnie przecież naznaczają stosunek człowieka do instytucji Kościoła katolickiego i jego mrocznej historii, od której tylko pozornie współcześnie się odcina. Historia "porwanego", to porażająca opowieść kondensująca w jednym przypadku charakter kościelnej instytucji, kierującej się dogmatycznymi uzasadnieniami i wymuszaniem ich akceptacji dla dobra swojego metodami opresyjnymi, jeśli konieczność taka zaistnieje. Władza papieska terroryzująca i na jej rozkaz wszelkie bezeceństwa bezrefleksyjnie wprowadzane w życie przez powołaną do kontroli gorąco rozmodloną Inkwizycję. Non possumus na ustach i zasady wiary ponad wszystko w atmosferze obsesji i obłędu - religijnego odklejenia, jakie cierpienie w konsekwencji zdaje się wyłącznie przynosić. Za religijną żarliwością metody szantażu i wiarą uzasadnianej ideologicznej indoktrynacji - konsekwentnego prania mózgów tak bogobojnemu dorosłemu prostactwu, jak i szczególnie chłonnych dziecięcych umysłów pod własne interesy kształtowanie. Aby w pełni zrozumieć etiologie skomplikowanej rzeczywistości w Rapito ukazanej, konieczne jest oczywiście zgłębienie kontekstów historycznych i powiazanie ich z religijnymi konotacjami papieskiej autonomii na włoskiej ziemi. Nie powiem żeby temat mnie do takowego dodatkowego wysiłku nie zachęcił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj