poniedziałek, 19 lutego 2024

Chelsea Wolfe - She Reaches Out to She Reaches Out to She (2024)

 

Chelsea wraca i powraca na nowym materiale do dźwięków z krainy mrocznej elektroniki, dopieszczanych  plamami ambientu, w których liczy się mocne uderzenie, w sensie intensywnej ściany hałasu, mimo iż nie pochodzi ono wprost w każdym z przypadków z nisko nastrojonych wioseł. She Reaches Out to She Reaches Out to She jest zasadniczo zimne i poniekąd przerażające (otwierający Whispers in the Echo Chamber wraz z genialnym klipem, jest najdosadniejszym przykładem), lecz bywa i równocześnie liryczne, a przede wszystkim poruszające. Można śmiało napisać, iż to album który korzysta zamaszyście z pomysłu na budowanie napięcia, dramaturgii za pomocą konfrontacji szerokiej przestrzeni wypełnianej niemal ciszą, z atakiem podkręconego natężenia dźwięku, na zasadzie konsekwentnego rozwijania tematów do finałowej erupcji. Nie jest jednak to metoda stosowana w dziesięciu na dziesięć przypadków, ale większość numerów jednako korzysta z tego patentu i czyni to bardzo udanie - zawsze wywołując wręcz oddziaływanie na poziomie dreszczy. Chelsea myśląc o muzyce stawia co jasne na nastrój i tworzy w tym wymiarze prawdziwe stylistyczne perełki, które gdy zmrok za oknem i w pomieszczeniu odpowiednie zaciemnienie, potrafią docierać do głębi oraz co niewykluczone, gdy wtopić się w wersy i zaznajomić dokładnie z tekstami (kapitalnie przez autorkę interpretowanymi atmosferycznymi wokalami), mogą pozostawić w człowieku psychiczne ślady. Każda z kompozycji donikąd to nie płynie - każda otwarta jest na rozwiązania aranżacyjne i odważnie korzystająca z mnogości pomysłów tak melodycznych jak i sięgających do niebanalnej rytmiki kołyszącej. Każda jedna skupiona jest na treści i formie jaka metodycznie prowadzi do jak powyżej zaznaczyłem, porażająco emocjonalnych finałów, a wybebeszanie się z toksycznych doświadczeń, stanowi o intymnej jej wartości. Dlatego tu zapewne tyle pulsu nerwowego i zaangażowania wokalnego, bowiem uczucia jakimi Chelsea się ze słuchaczem dzieli z kategorii trudnych do udźwignięcia i budzących uzasadnione lęki. W sumie nazwanie wprost She Reaches Out to She Reaches Out to She jednym z najbardziej trip-hopowych albumów w jej dotychczasowym studyjnym dorobku, nie byłoby nadinterpretacją i to nie tylko ze względu na solidny kontrast pomiędzy nim, a jego poprzednikiem sprzed lat pięciu. Nie jest jednak uważam ważne w jakich gatunkowych ramach najnowsze dzieło Chelese'a zamknięte, bowiem to co ważne, to fakt, iż jest ono bez względu na ogromny szacunek jakim darzę wszystko co nagrała, jej jednym ze szczytowych osiągnięć. Niezwykle to uzdolniona muzycznie i poetycko niewiasta! Nie jedną łzę do tej pory uroniłem wpadając w ramiona przykładowo Place In The Sun. 

P.S. Pragnę jeszcze na koniec poza głównymi wątkami dodać spostrzeżenie, że strasznie bolałem nad faktem iż wydany gdzieś w międzyczasie na składankę okazjonalną numer Diana, nie znalazł miejsca na jej właściwym albumie, ale mogę uznać, iż takim poniekąd zadośćuczynieniem jest zamknięcie She Reaches Out to She Reaches Out to She kawałkiem Dust, który jako żywo wymieniony przypomina - nie będąc absolutnie jakąś tego, pozostawionego wyłącznie gdzieś w przestrzeni internetu niepełnowartościową kopią, gdyż to znakomity fragment płyty. Jak rzecz jasna każdy z pozostałych dziewięciu indeksów - o czym chyba wyraźnie daje we właściwym tekście do zrozumienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj