Banalny zbieg okoliczności, jako sprężyna tematu dla kolejnej uroczej, lecz kręconej na zasadzie odbijania od sztancy historyjki allenowskiej, bez akurat już przewrotnej mocy sprzed lat. Kiedyś to dla Allena nie było problemu, by z fundamentu niczego wyjątkowego uczynić finezyjną porcję refleksji z doskonałym poczuciem humoru. Tu dodał pikanterii, tu błyskotliwości, a tu przypudrował i w efekcie powstawały filmowe nowele jakie oglądało się z ciekawością, choć wiadomo było, że Allen dla hecy prostotę pokomplikuje, ale i z niej wyciśnie soki i doda aromatu całości porywającą jazzująco-swingującą nutą oraz jako przerywnik lub równie istotne jak scenariusz cudowne okoliczności przyrody, a przede wszystkim architektury pod oczko podsunie. One tutaj wszystkie są, lecz ich siła oddziaływania raczej znikoma, mimo że casting sprawia, iż na przykład estetycznie można się poczuć zaspokojonym. Zazwyczaj oferowane szerokie pole do interpretacji wątków i motywów, to też cecha Niewiernych w Paryżu - z pytaniem, do czego można się posunąć, aby uniknąć straty kobiety-trofeum? Czy można zapewnić sobie uczucie kobiety, pozbywając się potajemnie zagrażającej mu alternatywy? Także o ironii, przypadku, czy łucie szczęścia Allen po swojemu „medytuje”! Jego biedny bohater pisarzyna myślał, że ironia przyniosła mu farta, a tu mąż zdradzony, mąż z możliwościami, jednak rozegrał sprawę koncertowo. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz