Każdy
artystyczny komentarz do politycznej rzeczywistości może wybrzmieć
tendencyjnie. Można przecież wypaczyć znaczenia pojęć i zmanipulować sens, bo
jest się w temat zaangażowanym emocjonalnie i w ten sposób perspektywa zostaje
mniej lub bardziej świadomie zniekształcona, a w konsekwencji wypowiedź
merytorycznie sfałszowana. Ale można też pokazać sedno sprawy, ukazać sytuację
wiarygodnie, nie popadając w pułapki subiektywnego spojrzenia. Można uczynić to
przekonująco z autentycznym zrozumieniem istoty rzeczy, poruszyć i wstrząsnąć.
Tak właśnie Fatih Akin opisuje zmorę współczesnych bogatych europejskich społeczeństw,
którą stała się spirala bezsensownej przemocy na tle rasowym, ideologicznym czy
religijnym. W wielokulturowym tyglu wielkich metropolii, pomiędzy sąsiadami, ale
i pośród rodzin przez skrajne poglądy wewnętrznie podzielonych. Robi to z
wykorzystaniem ogromnej bystrości i jaskrawymi barwami wyraziście kreśli
socjologiczno-psychologiczny portret problemu przede wszystkim w skali mikro,
nie przesłaniając jednocześnie właściwego społecznego tła. W jego narracji dominuje
zdrowy rozsądek, a przesłanie piętnuje każdą nienawiść na tle rasowym czy światopoglądowym.
Ten dosadny komentarz opleciony jest mądrze na fundamencie tragicznej historii kobiety
tracącej w zamachu bombowym syna i męża. Historii zaprzeczającej stereotypowemu myśleniu i pochopnemu określaniu w tym piekle roli postaci przez pryzmat koloru skóry, narodowości czy przez wzgląd na ich wiarę. W trzech
wyraźnie oznaczonych aktach, przedstawiających w ogólności drogę do sprawiedliwości oczekiwanej
przez ofiary. Poprzez szok, rozpacz, załamanie, wreszcie walkę
z bezduszną machiną sądową, która w swej poniekąd zrozumiałej bezemocjonalności
staje się zakładnikiem procedur i paragrafów, po czystą wendettę w obliczu
bezsilności. Czyni to wykorzystując sugestywne symboliczne paralele (finał), paraliżujące ujęcia (podcięte żyły), ale też nieco zgrane chwyty, bliskie popadania w czarno-białą optykę (obrońca podczas
rozprawy). Nie przekracza jednak tej granicy, za którą brak autentyzmu, czy żenująca stronnicza łopatologia, bo
wszystkie te działania prowadzone są z dużą wrażliwością i nieprzesadzonym
jednak podpieraniem się technikami psycho-manipulacyjnymi. Dzięki temu W ułamku
sekundy nie tylko przemawia do sumień i szarpie widzem konkretnie, ale uzmysławia tak bezpośrednio,
wprost, że nienawiść mieszka w nas bez względu na nasze pochodzenie.
P.S. Nie mogę nie
dostrzec, że to właściwie film jednego aktora, znaczy aktorki. Diane Kruger
wspina się tutaj na wyżyny i absolutnie nie rozumiem, dlaczego z tego
eksponowanego miejsca nie została zauważona przez amerykańską krytykę. A może
rozumiem, tylko nie chce mi się w tym miejscu teraz wykładu robić w temacie amerykańskiej wybiórczej wrażliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz