Kiedy pierwszy odsłuch został dokonany, używając barwnego, niekoniecznie wysublimowanego określenia, szczena mi opadła.
Znaczy ze zdziwienia oczywiście, bo to zupełnie inna muzyka niż ta, która przed pięcioma laty tak mocno mnie wkręciła, stawiając zespół z totalnie nie mojej
bajki na długi czas w centrum mojego zainteresowania. Nie rób pochopnych
ruchów, daj sobie czas, pozwól by materiał się osłuchał, abyś człowieku wgryzł się w ten
sound! Takiej motywacji po premierowym odtworzeniu sobie dodawałem i uwaga,
ponowne zaskoczenie - nie trzeba było długo czekać, by z jednolitej masy
poszczególne odrębne formy się wykrystalizowały, a motywacja przybrała zupełnie
nowego formatu. Bowiem nie potrzebowałem już wsparcia by do Tranquility Base
Hotel + Casino ciągiem jeszcze naście razy powrócić, kiedy oto kompozycje zaintrygowały
i jasno dały do zrozumienia, że jest w nich frapujące drugie dno ukryte. Arctic
Monkeys na świeżym i śmiałym nowym longu
eksplorują wciąż sprzed około półwiecza muzyczne rejony, tyle że tym razem o zupełnie różnych od dotychczasowych gatunkowych proweniencjach. Bo kiedy poprzednik sięgał inspiracją do bluesem brzmieniowo przybrudzonego rock’n’rolla - zarówno po części tego wyspiarskiego
jak przede wszystkim tego zza oceanu, to ta dzisiejsza ich muzyczna konwencja, zdaje się pochodzi
od europejskiej muzyki rozrywkowej, która swoją największą popularność notowała
na włoskiej czy francuskiej słonecznej riwierze (takie, nie wiem czy tylko moje skojarzenie :)). Tam gdzie zapach luksusu i
zabawy dominował, w ekskluzywnych hotelach i najbardziej elitarnych kasynach.
Nie jest to jednak bezmyślne kopiowanie niezbyt ambitnych form muzycznych, z
oczywistych względów wówczas mających charakter czysto rozrywkowy, a wytrawne
korzystanie z tego, co w tej estetyce stylistycznie najciekawsze, a wzbogacone przez jazzujący
niemal feeling. Kręgosłupem kompozycji stały się grane na klawiszach zmysłowe figury, z wyrazistym
basowym tłem, a ich filarem wokalna interpretacja Alexa Turnera, który z pietyzmem melodyjnie recytuje kolejne wersy w ilustracyjnej manierze. Gitary
wybrzmiewają z rzadka, a ich rola sprowadzona zostaje do sporadycznego
wypełnienia przestrzeni finezyjnie zagraną quasi solówką. Album buja zmysłowo,
odpręża znakomicie, jest nietuzinkowy i pociągający. Absorbuje, intryguje –
dojrzałością i kunsztem aranżerskim imponuje. Pod względem lirycznym jak mi mądrzejsi podpowiadają, to kosmiczne przeloty nawiązujące do tej bardziej odjechanej strony twórczości Davida Bowie'go - a że ja w tej części historii muzyki niezbyt biegły jestem, to tym bardziej obeznanym tematycznie liryczny koncept do analizy pozostawię. Reasumując, zaskoczyli mnie tą formalną woltą, wprowadzili w stan sporej konsternacji, by po chwili zaskarbić sobie
przychylność i spory szacunek za odważne postawienie na realizację osobistych
artystycznych ambicji i rezygnacje z najkrótszej drogi w kierunku komercyjnego
sukcesu. Wszakże AM z 2013 roku zdobywając na rynku znaczną popularność,
przyniósł muzykom duże gratyfikacje finansowe, a nikt nie zagwarantuje im, że
ten krok, jakiego jesteśmy dziś świadkami na nowym albumie powtórzy sukces
poprzedniczki. Uznanie się Turnerowi i spółce należy i nawet jeśli to
oblicze na dłużej mnie przy sobie nie zatrzyma (mam coraz mniejsze obawy :)),
to nie zmienię zdania, że ponadprzeciętną odwagą i klasą się Panowie wykazali, by
muzycznie pójść tam, gdzie chyba niewielu mogło się spodziewać, że zawędrują. Że zrzucili szorstkie skórzane kurtki i przywdziali eleganckie gładkie smokingi. Że w dźwiękach do tej pory przeze mnie spostrzeganych, jako nieco koturnowe
dostrzegli potencjał i niezwykle interesująco je aranżując wprowadzili je bez
najmniejszego wstydu i strat wizerunkowych na współczesny rockowy rynek.
P.S. I myślę jeszcze,
iż gdybym od tego krążka zamiast od AM swoją przygodę zaczynał, to być może
trwała by ona marne kilkanaście minut, po którym o Arctic Monkeys bym szybko zapomniał.
W tym akurat momencie dzięki sprzyjającym okolicznościom, nie tylko wpadłem
podstępnie w sidła czaru Arctic Monkeys z AM, ale i poznałem Brytyjczyków w eterycznym odcieniu z Tranquility Base Hotel & Casino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz