Teraz bezpośrednio po
seansie zadaje sobie prawdziwie życiowe pytanie - jakbym ja sam taką sytuację
ugryzł, jakbym sobie poradził z takim okrutnym brzemieniem i jaką taktykę obrałbym, gdybym musiał z problemem narkomanii w rodzinie walczyć. Naciskałbym gwałtownie,
czy wykazał się troską i w miarę potrzeby wyrozumiałości nie poskąpił? To
cholernie trudny dylemat! Nie dostaniesz chłopie przecież w tak dramatycznej
sytuacji recepty, nie znajdziesz człowieku sprawdzonego szablonu, którego
przestrzeganie względny sukces w takiej batalii zagwarantuje i tym bardziej żadna magia
rytualna ci nie pomoże. Wszystko jest subiektywne, bo zależne od masy
indywidualnych zmiennych i w szczególności głęboko ludzkie, znaczy współzależne od naszych osobistych słabości i ograniczeń. To przecież w przeważającej
większości z góry walka przegrana - nie pokonasz tego gówna ty tato, ty mamo
również, wykazując się wyłącznie wsparciem, czy postawą radykalnie
dyscyplinującą. Możesz w sumie zawczasu działać, lecz nie ma się co oszukiwać,
iż zawsze miłość i bliskość gwarantem uniknięcia narkotykowego szamba. Relacja
z dzieckiem silna i szczera, zaniedbań brak, a i tak zbiegi okoliczności wespół
z charakterologicznym profilem i zaburzonymi ziomalami „pociechy” mogą dokonać przewartościowania. Czasem niestety pozostaje ci liczyć na cud lub
farta zwyczajnego, aby nie spotkało cię takie gówno, jakie udziałem prawdziwych
bohaterów tej i tysięcy, może nawet milionów podobnych historii. Bo niemal
wszystko zależy od gówniarza, co w dragach tonie - tylko ten który w tym tkwi,
sam wyłącznie z pomocą własnej ducha hardości i woli siły gigantycznej może
wypełznąć z tej rozszalałej toni. To co z ekranu do świadomości spływało było
o dwa poziomy lepsze niż nasz rodzimy, doskonałe recenzje swego czasu
zbierający Najlepszy. To akurat jankeskie kino było sugestywne głębią i
wartościowe duchem, a nie mocne jedynie siłą dosadnego obrazu. To mnie akurat jako ojca uczciwie dotykało, jak mniemam naprawdę autentycznie rozgrywało się w psychologicznej przestrzeni i chociaż nie zmaltretowało tak, jak to za sprawą kultowego Requiem dla snu wzorcowo Darren Aronofsky uczynił (bo przecież nie taki cel
twórcą przyświecał), to cisnęło psychikę i pobudziło, co zauważyłem na wstępie
uzasadniony lęk i realne obawy. Doświadczenia z dragami pokazane zostały zdecydowanie bardziej
lirycznie, bezdyskusyjnie inaczej, jednak to nie znaczy, iż mniej przejmująco. Świetne pożyteczne kino, a że nie efektowne to dla mnie żadna strata. Na chwilę
kropka.
P.S. A po chwili… upuszczę nieco krwi. Pieprzony
nadwrażliwiec, rozkapryszony smarkacz z totalnie wyjałowionym systemem odporności. Intelektualista-pesymista,
zamknięty w sobie zawias z piękną cherubinka buźką i kruchą jak porcelana
duszą. Podatny na uzależnienia od świata zmysłowych podróży w wymiary poza
teraz i tutaj. Już nie potencjalny śmieć, ale uliczny śmieć już teraz, w momencie
pierwszego strzału w płuco czy wprowadzeniu inicjacyjnej działki w żyłę. "Beautiful Boy", to posiadacz tego rodzaju osobowości, którą w ludziach lubię i szanuję, ale
której nigdy do końca nie zrozumiem i wiem, że nie byłbym w stanie jej
okiełznać, gdyż ona poza możliwością sterowania. Paranoik w spirali
samounicestwienia wszystko we własnym otoczeniu zmienia. Ofiary jego
autodestrukcyjnej natury bezradne i to im współczucie należne. Złodziej pospolity,
kłamca beztroski, znaczy ćpun wzorcowy! Dopieprzyć czy przytulić, co będzie w większym stopniu skuteczne w koniecznej terapii? Przepraszam, że zamiast napisać o formie
aktorskiej Carella, Chalameta czy Pań z drugiego planu, ja pozwalam sobie na zdobny
w aberrację słowotok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz