Od dłuższego czasu Soilwork to nie jest już ten zespół na którego krążki czekam z niecierpliwością, taką jak to drzewiej gdzieś w okolicach przełomu wieku bywało. Nie mam w sumie Szwedom wiele do zarzucenia pod względem jakości, problem leży głównie we mnie i ewolucji moich osobistych gustów muzycznych. Ten ultra melodyjny death metal, który w zasadzie oprócz startowych nagrań nigdy nie był i tym bardziej nie jest też teraz death metalem, nie stanowi dla mnie już na tyle ekscytującej formy, abym krążki z tego rodzaju graniem stawiał w pierwszym szeregu zainteresowań. Mam jednak spory sentyment szczególnie właśnie do ekipy Björna "Speeda" Strida i od święta, którym okoliczności wydania kolejnego bieżącego albumu nie omieszkam zawsze sprawdzić co u nich słychać i czy sam jeszcze jestem w stanie przyjąć porcję muzyki granej na dość wysokich obrotach, lecz zaiste przede wszystkim dość w odbiorze lekkiej i przyjemnej. W przypadku Verkligheten sytuacja jest niemal książkowa, bowiem pierwsze odsłuchy absolutnie nie odrzuciły i czerpałem z kontaktu z nimi sporą przyjemność (chwilami ocierającą się o odśpiewywanie ze Speedem chwytliwych fraz z refrenów ;)) po czym wzorcowo, tak szybko jak dźwięki wkręciły mi się w świadomość, tak prędko przepoczwarzyły w formę coraz bardziej męczącą swoją zbyt ofensywną przyswajalnością. Muzyka to zapewne dla absolutnego metalowego laika nazbyt szorstka, natomiast dla każdego obytego z bardziej siarczystym i wyrafinowanym aranżacyjnie graniem zbyt bezpośrednia, wygładzona i ponad potrzebę wypolerowana, przez co zwyczajnie na dłuższą metę mało intrygująca. Słyszę i doceniam, że w miejscu nie stoją, cały czas próbują doskonalić wypracowaną metodę, a pasji w śpiewie wokalisty nie brakuje. Lecz ta skondensowana i przebojowa konstrukcja, to bardziej rozsądek płynący z obycia i doświadczenia, niż błysk kompozytorskiego geniuszu. Fajne tak po prostu, wyraziste i soczyste brzmieniowo numery - do dobrej, pozbawionej większej ambicji i spiny rozrywki - bardziej nadające się do odsłuchu w tle, niż aspirujące do bycia tym właściwym przedmiotem fiksacji. Zapewne idealne też pod względem wykorzystania koncertowego ich potencjału oraz prezentacji w formule obraz plus dźwięk jako teledyski. O czym przekonają się ci, którzy odważnie zdecydują się na uczestnictwo w jednym z gigów nadchodzącej trasy - o czym ja sam przekonuje się oglądając obrazki do Stålfågel, Witan i Full Moon Shoals.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz