czwartek, 3 stycznia 2019

Euphoria (2018) - Lisa Langseth




Grzechem absolutnie niewybaczalnym byłoby zignorowanie tytułu, w którym taka nie tylko pod względem wizualnym atrakcyjna kobieca obsada. Tym bardziej, gdy zaledwie kilka wzmianek o najnowszym obrazie Lisy Langseth w mediach się pojawiło, a one wszystkie były jednoznacznie przychylne pracy odpowiedzialnych za finałowy efekt. Stąd pewny spotkania z wartościowym kinem, bez obaw o stratę czasu przed ekranem zasiadłem i teraz już uzbrojony we własne refleksje spieszę donieść co następuje. Aktorstwo broni się znakomicie, a chemia pomiędzy grającymi dwie, po wspólnych rodzinnych przejściach siostry stanowi nie jedyny, lecz bezdyskusyjnie obok poruszająco przekazanej treści pierwszorzędny jej atut. Walor istotny, bowiem odbierający krytyce prawa do oskarżeń o fałsz, emocjom nadając charakter naturalności i autentyzmu. Historii o pojednaniu poprzez konieczne ran rozdrapywanie w obliczu nadchodzącej ostateczności. Posiadającej w sobie pozytywne przesłanie i w pewnym sensie oczyszczającą funkcję - pomimo depresyjnego jej oblicza i potwornego przygnębienia śmiertelnie poważnym kalibrem tematu. Subtelnie prowokacyjnej etycznie, nienachalnie filozoficznie skalibrowanej z pierwiastkiem poetyckim w obrazie i puencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj