piątek, 11 stycznia 2019

John Garcia - John Garcia and the Band of Gold (2019)




We względnej prostocie tkwi jej magnetyzm, a w szczerości interpretacyjnej siła. Tak właśnie spostrzegam solową trójkę legendarnego głosu Kyuss. I chociaż podczas odsłuchu John Garcia and the Band of Gold nie słyszę nawet jednego numeru z riffem, który można zagrać jednym palcem, jak i oczywiście nie znam człowieka osobiście aby oceniać poziom autentyzmu, to zakładam iż te dwie kwestie stanowiły istotną część wytycznych realizowanych podczas merytorycznej pracy nad krążkiem. Albumem który jest zwyczajnie bardziej naturalnym strumieniem świadomości realizującej bezpośrednio potrzebę tworzenia, niż produktem stworzonym pod dyktando rynkowego zapotrzebowania i nie ma się co czarować nie stanie się obiektem powszechnego kultu, ani nawet pośród fanów rocka nie zdobędzie uznania na poziomie obłędnej ekscytacji. Nie odkrywa on przecież żadnych nowych lądów, nie jest też chwytliwości wzorcem, bowiem gitary trzeszczą, a nie pieszczą wycyzelowanymi ustawieniami, a kompozytorsko materiał karmi słuchacza ogranymi już wielokrotnie blues-stonerowymi patentami, lecz co najważniejsze zagranymi na tyle hipnotyzująco i przekonująco, iż nie ma podczas tych kilkudziesięciu minut powodów do większych narzekań - nie mówiąc już o jakimkolwiek znużeniu. Składającego się z niecałych trzech kwadransów muzyki kapitalnie odprężającej, muzyki bardzo "lipcowej" i obecnie pożądanej w środku tej wschodnioeuropejskiej zimy, która częściej przypomina szaro-burą późną jesień, niż pełną estetycznej bieli arktyczną aurę. Napiszę jeszcze jedno, chociaż w na tym meteorologicznym porównaniu śmiało dywagacje mógłbym zakończyć. Dodam więc, że nuta niespiesznie i przyjemnie w tle  mi właśnie płynie, mam wrażenie że jej brzmienie jest zmatowione, a unikatowa barwa głosu Garcii kapitanie spina wszelkie jej składowe elementy w bardzo spójną gatunkowo formę, która czerpie całymi garściami najbardziej właśnie z kyussowego dorobku. Właśnie dlatego przyklaskuje wokaliście, chociaż nie są to teraz, ani nie były to w przypadku poprzednich solowych krążków owacje na stojąco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj