środa, 8 kwietnia 2020

Testament - Titans of Creation (2020)




Kilka dni temu poinformowałem, że prawie ze szczęścia się popłakałem, kiedy z początkowo niewielkim entuzjazmem odpaliłem materiały w formie obrazkowej promujące wydany właśnie najnowszy wypiek amerykańskich thrasherów. Mimo, iż każda kolejna porcja nowej muzyki od sławetnego 1999-ego roku, kiedy WIELKI The Gathering wydali, nie przynosiła większego rozczarowania i tylko gdyby nie wspomniany album, zarówno The Formation of Damnation, Dark Roots Of Earth, jak i ostatni dotąd Brotherhood of the Snake uznałbym za materiały kapitalne, to jednak w powyższej konfrontacji każdy z nich niósł niestety ze sobą wiadomość, iż to co najlepsze w karierze już za ekipą wyjątkowo wytrwałego Erica Petersona, a w przyszłości można liczyć li tylko na profesjonalne (po prawdzie fragmentarycznie wręcz porywające), ale jednak odcinanie kuponów od zdobytej przed laty kultowości. Napięcie dla osiągnięcia przewrotnego rytmu tekstu wyraźnie budowane i ton do tego przebiegłego celu użyty zdradza, że za moment napiszę, iż odsłuchując premierowo Children of the Next Level potknąć mi się o własna szczękę przydarzyło, a wszystko co po tym fenomenalnym otwieraczu w głośnikach wybrzmiewało, przyprawiło mnie o potwornie szybkie bicie serducha. Lecz w tym złożonym wielokrotnie zdaniu jest tylko część prawdy, bowiem tak jak dowcipnie animowany clip i mega energetyczny numer w takiej formule spożytkowany, faktycznie został nabity adrenaliną podobnie żarliwie jak legendarne kompozycje z The Gathering, tak do pozostałych jedenastu kawałków, mimo iż tworzą wspólnie rajcująco żywotny i przekonująco autentyczny zbiór dźwięków, to jednak mogę mieć tycie, ale jednak uwagi. :) Może to przekleństwo absolutnie WIELKIEGO The Gathering nie pozwala ekscytować się z tak gigantycznym rozmachem, jak to bez wyjątku obecnie wszyscy maniacy podczas odsłuchów Titans of Creation czynią, albo rzeczywiście jest coś na rzeczy w budowie krążka czy aranżacjach poszczególnych numerów. Nie przyrównując Titans of Creation jednak do IDEAŁU, słyszę kawał soczystej testamentowej młócy, czynionej z przywiązaniem do tradycji koszenia kąśliwymi i drapieżnymi riffami oraz umilania kontaktu z agresywną formułą dla równowagi fantastycznie rozbudowanymi melodyjnymi solówkami. W sumie to chwytliwości nie brakuje w żadnym z fragmentów płyty, a nawet jeśli momentami przyspieszą bardziej niż zazwyczaj, to jednak wypolerowany na glanc ryk Chucka potrafi z łatwością wprowadzać symetrię. Co newralgiczne dla spójności konstrukcji, nie uświadczymy w programie krążka próby nostalgicznej, czyli nie trafimy na nic co można by nazwać quasi balladą - a to w moim odczuciu walor arcy istotny, tym bardziej kiedy często zdarzało się wysuwać pretensje, że Amerykanie takie wątpliwe jakościowo próby wciąż uparcie podejmują. Na finał dodam klamrę w założeniu spinającą powyższą refleksję, iż najnowszego materiału Testamentu nie postawię (choćby nawet kark od rytmicznego potrząsania banią mnie napier****) ponad WIELKI The Gathering. Pomimo tego uzasadnionego oporu (bez konieczności stosowania gróźb i nie pocierając kolanem o kolano przed premierą), dziś w pełni świadomie donoszę, że od lat nie słyszałem z ich obozu produkcji, która byłaby tak blisko gatunkowego uniwersum. I mam tu na myśli zarówno koncertowy potencjał tych petard, jak i tłuste brzmienie ukręcone przez pierwszorzędnych fachowców. Melduję, iż moje żarliwe modły o formę Testament bliską tej sprzed ponad dwóch dekad zostały wysłuchane i aby wykluczyć perspektywę oceny wywołaną ewentualnym osobistym znudzenie thrashem przez te minione lata, mam teraz zamiar sukcesywnie ponownie poddawać autopsji całą trójkę, będącą jak mniemam nadal tylko przygrywką przed Titans of Creation. A może się mylę? :)

P.S. Odczuwam potrzebę, by dodać na marginesie, że gra Skolnicka zachowując wszelkie wirtuozerskie atrybuty, w końcu nabrała cech wytrawnego posługiwania się melodyką. Znaczy jest w niej teraz idealny balans pomiędzy melodyjnością, a motoryką. A może to zasługa znacznie bardziej wyrazistego wyeksponowania drugiego wiosła dzierżonego przez Petersona, lub mechanicznej perkusyjnej techniki Hoglana, tudzież brzmienia basu DiGiorgio?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj